Pani Joanna zażyła tabletkę poronną. Do szpitala przyjechali policjanci, zabrali jej laptop i telefon

Autor:
Źródło:
Fakty TVN
Pani Joanna zażyła tabletkę poronną. Do szpitala przyjechali policjanci, zabrali jej laptop i telefon
Pani Joanna zażyła tabletkę poronną. Do szpitala przyjechali policjanci, zabrali jej laptop i telefon
Renata Kijowska/Fakty TVN
Renata Kijowska/Fakty TVNPani Joanna zażyła tabletkę poronną. Do szpitala przyjechali policjanci, zabrali jej laptop i telefon

W trakcie badania przesłuchanie, rewizja i odebranie telefonu - tak wyglądała policyjna interwencja w szpitalu wobec pani Joanny. Kobieta zdecydowała, że zażyje tabletkę poronną, bo ciąża miała zagrażać jej zdrowiu. O tym fakcie poinformowała lekarkę, co uruchomiło całą lawinę.

Od czasu gdy pani Joanna nie mogła w szpitalu powstrzymać łez, minęły prawie trzy miesiące, ale dziś nie czuje się lepiej. Wciąż żyje dniem, w którym myślała, że jedzie po pomoc, na badanie, ale czekało ją przesłuchanie. - Kazano mi się rozebrać, robić przysiady i kaszleć - relacjonuje kobieta.

Pani Joanna wcześniej podjęła bardzo trudną - jak podkreśla - decyzję, że zażyje tabletkę poronną, bo ciąża miała zagrażać jej zdrowiu. Fizycznie i psychicznie poczuła się źle. Powiadomiła o tym swoją lekarkę. Została wezwana policja.

- Rozebrałam się. Nie zdjęłam majtek, ponieważ wciąż jeszcze krwawiłam i było to dla mnie zbyt upokarzające, poniżające, i wtedy właśnie pękłam, wtedy wykrzyczałam im w twarz: "czego wy ode mnie chcecie?" - wspomina kobieta. - Co chwilę pojawiały się tylko pytania: gdzie ma telefon, gdzie ma laptop - relacjonuje lekarz szpitalnego oddziału ratunkowego, do którego trafiła pacjentka.

Aborcja a zagrożenie zdrowia psychicznego ciężarnej
Aborcja a zagrożenie zdrowia psychicznego ciężarnejTVN24

Policjanci zabrali jej laptop i telefon

Lekarz SOR-u, który chce pozostać anonimowy, opowiedział, jak wyglądała interwencja wobec pani Joanny. - Czterech mężczyzn pilnowało jednej przestraszonej kobiety. Utworzyło kordon wokół pacjentki, utrudniało nam to pracę. Oni nie byli w stanie podać, dlaczego ta pacjentka jest przez nich zatrzymywana - relacjonuje lekarz.

Jak wspomina pani Joanna, "powtarzano nieustannie słowo przestępstwo". W pewnym momencie kobieta zauważyła, że zniknął jej laptop. Na udostępnionym nagraniu przez pracownika SOR-u słychać, jak lekarz interweniuje w sprawie komputera pani Joanny. Policjant oświadczył, że został on "zabezpieczony na protokół zatrzymania" i poprosił o to, aby nie utrudniać wykonywania ich czynności. Lekarz rozważał wezwanie policji. - Jako policjant pana pouczam, że bezpodstawne wezwanie patrolu policji jest wykroczeniem - powiedział jeden z funkcjonariuszy.

Dyżurujących lekarzy wylegitymowano, a panią Joannę, w eskorcie policji, przewieziono do innego szpitala z oddziałem ginekologicznym. Tam już czekał kolejny patrol i wezwano następny. Kobietę zmuszono też do oddania telefonu.

- Można się poczuć jak w państwie policyjnym, jak w państwie totalitarnym, jak w sytuacji kafkowskiej - ocenia Kamila Ferenc, adwokatka, pełnomocniczka pani Joanny.

Zobacz także: Antykoncepcja jak "ideologia", która "niszczy małżeństwo" i prowadzi do aborcji. Parafialne przygotowanie do ślubu

Sąd: pani Joanna nie była podejrzaną

Krakowska policja, proszona o odpowiedź, dlaczego podjęto interwencję i dlaczego przebiegała ona w taki sposób, odsyła do prokuratury. Prokuratura oświadczyła jedynie, że obecność funkcjonariuszy wynikała z konieczności asystowania Zespołowi Ratownictwa Medycznego i że prowadzi śledztwo z artykułów mówiących o pomocy w aborcji i namowie do samobójstwa.

Pani Joanna przyznaje, że telefon do lekarki mógł brzmieć dramatycznie, ale zapewniała, że nie chce sobie nic zrobić. - Samo obniżenie nastroju nie jest powodem, żeby policja tam była. Gdyby tak było, to połowa kraju powinna być w asyście - uważa lekarz szpitalnego oddziału ratunkowego, do którego trafiła pacjentka.

Burza po słowach Jarosława Kaczyńskiego o aborcji
Burza po słowach Jarosława Kaczyńskiego o aborcjiMarta Warchoł/Fakty po Południu TVN24

Pani Joanna powtarzała policjantom, że nikt jej nie pomagał. Sama zamówiła przez internet tabletki. - Hasło "aborcja" uruchomiło niemalże obławę - wspomina kobieta.

- Dzisiaj funkcjonariusze publiczni chcą się wykazać przed władzą, że aborcji przeciwdziałają, że aborcję ścigają - zwraca uwagę mecenas Kamila Ferenc.

Sąd, rozpatrując skargę na zabranie telefonu i nakazując jego zwrot, przypomniał policjantom, że pani Joanna nie była podejrzaną ani nawet nie było widoków na stawianie jej zarzutów. W Polsce nie odpowiada się za wywołanie u siebie aborcji. Prawo nie karze kobiety. - Ta interwencja policji mnie kompletnie złamała. Zniszczyła mnie - wyznaje pani Joanna.

Autor:

Źródło: Fakty TVN

Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN

Pozostałe wiadomości