Ponad 30 lat cierpienia, a może trzy dekady nadziei. W historii Janusza Świtaja są lepsze i gorsze okresy. I są także te całkiem złe, kiedy choroba zdawała się wygrywać na każdym polu. Życie z respiratorem albo wcale - tu właściwie wyboru nie miał. Jednak o tym, jak żyć, zdecydował sam. I może on być inspiracją.
Janusz Świtaj żyje dzięki respiratorowi najdłużej na świecie. - Mój respirator jest moim przyjacielem i traktuję go jako swoją własną część ciała - mówi mężczyzna. Reszta jego ciała od szyi w dół jest sparaliżowana po wypadku na motocyklu. Był przed maturą, jechał za szybko. Potem cierpiał, latami patrząc w sufit. Do tego stopnia, że prosił o zakończenie uporczywej terapii. - Kiedy? To jest najtrudniejsze pytanie - mówił przed laty mężczyzna.
"To był krzyk o życie, nie o śmierć"
- To był krzyk o życie, a nie o śmierć - wspomina Anna Dymna, prezeska Fundacji "Mimo Wszystko". 17 lat temu dała mu pracę, postarała się o wózek dla niego i przenośny respirator. - On zaczął żyć, kiedy poczuł się wolny, poczuł się człowiekiem, od którego coś zależy i pierwsze pytanie, jakie zadał, brzmiało: "Ania, ile on wyciąga na godzinę, ten wózek?" Myślałam, że go zamorduję - mówi Dymna.
- Pod respiratorem pan Janusz żyje 30 lat. To jest fenomen. Jest pełen życia, wigoru i ma plany, że nie nadążamy za nim - mówił dr Marian Migas z oddziału anestezjologii i intensywnej terapii Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nr 2 w Jastrzębiu-Zdroju.
Janusz Świtaj skończył studia. Z wykształcenia jest psychologiem i psychoterapeutą. Organizuje również górskie wycieczki. Morze, mecze i koncerty też lubi. Jednak to wszystko po pracy. Jako psycholog Fundacji udziela wsparcia ludziom w podobnej do swojej sytuacji.
- Podkręcam możliwości mojej głowy, która świetnie funkcjonuje, na maksa - mówi pan Janusz. Mężczyzna nie mówi jednak, że wszystko będzie dobrze. Uprzedza, że może być ciężko i poszkodowanemu, i najbliższym.
Na rodziców zawsze mógł liczyć. Przed respiratorem zastępowali mu płuca. 80-letni tata wciąż wstaje do Janusza co trzy godziny. Dba też o swoją kondycję, choć nie dla siebie. - Po schodach na ósme piętro biegam w tę i z powrotem. - mówi pan Henryk. - Ja chyba nie umrę, trzeba czuwać nad synem - żartuje.
Dyskusja o prawie do eutanazji
Odkąd część obowiązków przejął asystent, domownikom jest lżej. Pan Benedykt, były górnik, daje radę. - Ta ciężka praca w górnictwie pomogła człowiekowi - mówi.
Jeszcze niedawno pan Janusz wynagradzał trud Benedykta z zasiłku celowego, ale urzędnicy uznali, że zasiłek mu się nie należy. Wniosek na nowe świadczenie, tak zwane wspierające, od ponad dwóch miesięcy pozostaje nierozpatrzony. Pewnie i tę przeszkodę pan Janusz pokona.
- On mi pokazuje, że każda sekunda jest warta, żeby zrobić wszystko, by żyć minutę dłużej - mówi Anna Dymna. Dziś przyznaje Januszowi Świtajowi tytuł "króla życia".
To nie wyklucza jednak dyskusji o prawie do eutanazji. Janusz Świtaj uważa, że trzeba o tym rozmawiać. - Myślę, że ten margines swobody i podejmowania tych decyzji powinien być nam przyznany - podkreśla pan Janusz. - Moje życie nie tylko jest lepsze czy też znośne, ale bardzo nawet je lubię - dodaje.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN