Po raz pierwszy zlikwidowano tę pseudohodowlę trzy lata temu, ale dotkliwej kary dla właściciela najwyraźniej nie było. W Niesułkowie pod Łodzią znów zaczął się psi koszmar. Sprzedawano nawet szczeniaki bliskie śmierci, a chorą suczkę zmuszano do rozrodu. Znów musieli zareagować obrońcy praw zwierząt.
Podwórko zasłane odchodami i tym, co służy psom za karmę. Zamiast misek z wodą - opony z deszczówką. Na teren pseudohodowli psów w Niesułkowie weszli działacze Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt w towarzystwie policji.
Tego, co można zastać w środku, mieszkańcy wsi mogli nie widzieć, ale mogli poczuć. Smród psich odchodów był wyraźnie wyczuwalny poza terenem pseudohodowli.
Działacze OTOZ zobaczyli w środku kupę na kupie, puste miski, posłania dla psów z byle czego. Psy były przetrzymywane w niemal całkowitej ciemności. Musiał im wystarczyć jeden grzejnik. Wszędzie pełno zagrażającego zwierzętom złomu.
- Żaden pies nie jest skaleczony - podkreśla mężczyzna, który otwierał bramę. - Każdy ma swoje hobby. Ja na przykład zbieram sprzęt stary rolniczy - tłumaczył obecność złomu na posesji.
Likwidacja i reaktywacja
Po raz pierwszy zlikwidowano tę pseudohodowlę trzy lata temu. Zabrano wtedy stamtąd w tragicznym stanie 48 psów i ciężarnych suk.
Minęły trzy lata i znów w pseudohodowli uzbierało się ponad czterdzieści czworonogów. Zarobaczonych, brudnych, odwodnionych, okaleczonych, chorych. Na oczy nie widziały weterynarza. Nie mają nawet szczepień przeciwko wściekliźnie. Inspektorat ds. Ochrony Zwierząt - organ OTOZ - zaalarmowała osoba, która odkupiła od pseudohodowli bliskiego śmierci szczeniaka.
- Pan nie ma pozwolenia na utrzymywanie rasy agresywnej, takiej, jaką jest rottweiler, też jeden z psów ma kopiowany (obcięty - przyp. red.) ogon, co w naszym kraju jest zabronione - wymienia Ewa Styrnik, inspektor OTOZ, która oglądała pseudohodowlę.
Chora suczka zmuszona do rodzenia
Teraz z pierwszej kolejności ewakuowano 34 psy w najcięższym stanie. Głównie szczeniaki, ciężarne suki i karmiące matki. Jedna z nich - Sisi - miała wykarmić szczenięta, choć sama była wycieńczona z głodu.
- Choruje na dysplazję (zmiana przedrakowa - przyp. red.), więc w ogóle nie powinna być używana do rozrodu, choruje na nerki (...) i ma bardzo bolesne stany zapalne sutków - mówi o Sisi Jakub Butkiewicz z przychodni dla zwierząt "Podaj Łapę" w Pabianicach.
Teoretycznie właściciel ma hodowlę zarejestrowaną i zarejestrowany jest w teoretycznie legalnym stowarzyszeniu hodowców. Takich stowarzyszeń namnożyło się w Polsce po wprowadzeniu zakazu handlu szczeniakami na targowiskach, giełdach czy ryneczkach.
- To jest tak zwane pseudostowarzyszenie, które zrzesza tego typu hodowców, którzy zarabiają na cierpieniu zwierząt. My nazywamy to fabrykami psów - mówi inspektor OTOZ Rafał Koc.
Szans na merytoryczną rozmowę z właścicielem nie było. Nie chciał powiedzieć, jakiego stowarzyszenia jest członkiem.
Zdjęcia wykonane na pseudohodowli mogą być dowodem dla prokuratora. - Docieramy także do poszczególnych zwierząt, które trafiły do różnych placówek, chcemy ocenić ich stan zdrowia - informuje Krzysztof Kopania, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Łodzi.
Za znęcanie się nad zwierzętami grozi do 3 lat więzienia.
Autor: Marzanna Zielińska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24