Coraz częstsze są przypadki hipotermii nie w górach, ale w mieście i nie podczas spaceru na mrozie, ale podczas spania we własnym, zimnym domu. Najczęściej dotyka to starsze osoby. Policjanci ostatnio pomogli pani Eugenii - rozpali jej w piecu i nanieśli opału.
Pani Eugenia ma dach nad głową, ale pod tym dachem ziąb. Nie przelewa się jej i brakuje też siły, ale 85-latka na szczęście ma dość determinacji, by poprosić o pomoc.
- Seniorka zadzwoniła do policjantów z prośbą o pomoc, poinformowała, że skończył jej się opał. Policjanci nie zostawili jej samej, przyjechali, odwiedzili - informuje podkom. Malwina Trochimczuk z Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku. - Narobił drzewa, to ja to trzy dni miałam - opowiada kobieta.
Policjanci rozpalili w piecu i dzięki temu schorowana seniorka mogła się ogrzać i coś ugotować. Nawet jeśli to nie rozwiązało problemu pani Eugeni na stałe, to interwencja mogła zapobiec nieszczęściu.
Umierają z wychłodzenia we własnych domach
- Hipotermia miejska. Osoby starsze, żyjące na granicy minimum socjalnego, to jest ta grupa, która jest najbardziej na to wrażliwa i najbardziej w tym wszystkim zapomniana - zwraca uwagę dr Sylwariusz Kosiński z Pracowni Medycyny Górskiej Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Doktor Sylwariusz Kosiński, specjalista od ratowania z hipotermii, zwykle na temat wychłodzenia wypowiada się, gdy trwa akcja w górach. I rzeczywiście, w hipotermię, zwłaszcza przy silnym wietrze, gdy organizm traci więcej ciepła, niż wytwarza, wpada się bardzo szybko. Jednak życie można też stracić, marznąc codziennie w domu.
- Bywa, że jak zespoły ratownictwa medycznego wchodzą do pomieszczeń, to znajdują te starsze osoby gdzieś zwinięte w kąciku, w przypadku hipotermii tej tak zwanej miejskiej. Ten proces zazwyczaj występuje bardzo powoli. Wychładzamy się w przeciągu na przykład dwóch tygodni do granicy zatrzymania krążenia albo do utraty przytomności wcześniej - wskazuje dr Kosiński.
O włos od tragedii
Sytuacja w Krakowie też mogła skończyć się tragicznie. Dobrze, że ktoś zareagował i powiadomił krakowskich policjantów, że pijana kobieta opiekuje się dzieckiem. Okazało się, że chciała nocować w śmietnikowej wiacie razem z ośmioletnią córką.
- Dziewczynka była przestraszona. Twierdziła, że było jej bardzo zimno. Już była wyziębiona. Na szczęście nie była w takim stanie, który zagrażałby na tamten moment jej życiu - przekazuje kom. Piotr Szpiech z Komendy Miejskiej Policji w Krakowie. Dzieckiem zaopiekowała się rodzina. Matce za narażenie życia córki grozi pięć lat więzienia.
ZOBACZ TEŻ: "Popyt na ciepło nigdy się nie kończy". Ruszyły akcje pomocy osobom w kryzysie bezdomności
Do niebezpiecznej sytuacji doszło również w Zakopanem. - Patrol sprawdzający ulicę Krupówki zauważył mężczyznę, który spał na ławce. Temperatura minus 10 stopni. Kiedy podeszliśmy do tego mężczyzny, okazało się, że nie jest w stanie nawet ustać na własnych nogach, więc koniecznym było zapewnienie mu bezpieczeństwa - relacjonuje asp. sztab. Roman Wieczorek z Komendy Miejskiej Policji w Zakopanem.
Od listopada, gdy temperatury spadają, z powodu wyziębienia zmarło już 11 osób.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN