Bombardowany od tygodni Mariupol w niczym nie przypomina już miasta. To tylko ruiny, zniszczone drogi, ulice, zburzone domy, bloki, budynki użyteczności publicznej. Wciąż są tam jednak cywile, którzy boją się uciekać, bo Rosjanie nieustannie atakują miasto. Ci, którym udało się ewakuować, opowiedzieli o tym, co przeżyli.
Tymur Rudow - wolontariusz z Mariupola - udostępnił "Faktom" nagrania, które zrobił 13 marca w czasie jednego z rosyjskich ataków. Słychać i widać na nich, z czym każdego dnia mierzą się mieszkańcy Mariupola.
Po ataku, który trwał prawie pół godziny, Tymur ruszył w kierunku oddalonego o zaledwie kilka bloków domu, gdzie w tym czasie była jego rodzina. - To były naprawdę straszne dni. Wtedy pierwszy raz zwątpiłem, czy w ogóle wyjadę z Mariupola żywy - wspomina Tymur.
Tymurowi udało się wyjechać. Rodzinę wywiózł do Polski, a sam wstąpił do obrony terytorialnej w Odessie.
Mężczyzna w Mariupolu rozwoził wodę, jedzenie i pomagał ludziom w ewakuacji. Sam z rodziną przez trzy tygodnie żył w piwnicy.
- Rakieta uderzyła tuż obok wejścia do naszego bloku i do naszych sąsiadów. Obok mieszkał kolega Sasza. On zginął. Wtedy zrozumieliśmy, że strzelają już do nas i nas niszczą, i zaczęliśmy uciekać. Po prostu pod ostrzałem wbiegliśmy do dwóch samochodów. To wyglądało jak na filmach o końcu świata - opowiada Tymur.
Ewakuacja praktycznie niemożliwa
- Tak naprawdę nie ma już miasta Mariupol. To miasto duchów. Miasto, w którym się urodziłam, dziś nie istnieje. To przerażające uczucie - mówi Maria Smyrnowa, uchodźczyni z Mariupola.
Maria opowiedziała w rozmowie z "Faktami" TVN, że to, co zostawiła za sobą, to więcej niż piekło. Wraz z mężem w kolumnie tysięcy samochodów uciekli po trzech tygodniach życia w piwnicy. Jak mówi, najgorsze było to, co zobaczyła na ulicach Mariupola.
- Nie mieliśmy wystarczająco wody. Obok był strumyk i tam ludzie z całego miasta chodzili po wodę, i na tę drogę też spadły rakiety. Widziałam tam ciała mężczyzn, kobiet, dzieci leżących na ulicy - opowiada Maria.
Władze Mariupola szacują, że w mieście wciąż próbuje przeżyć około 120 tysięcy osób.
- Dzielnica nadmorska, gdzie teraz toczą się najcięższe walki, jest zasłana trupami - mówi Andrzej Iwaszko, prezes Polsko-Ukraińskiego Stowarzyszenia w Mariupolu.
Władze miasta informują o śmierci dziesiątek tysięcy ludzi i o ponad 40 tysiącach wywiezionych przymusowo do Rosji.
Wyjazd z Mariupola jest obecnie praktycznie niemożliwy.
Autor: Arleta Zalewska / Źródło: Fakty TVN