Jeśli jest miejsce, w którym jak na dłoni widać słabość lub paraliż systemu ochrony zdrowia, to obecnie jest to Leszno. Szpital w tym wielkopolskim mieście jest pełen pacjentów covidowych. Do dyspozycji są tylko cztery karetki. Nie było żadnej, gdy pomocy potrzebował 13-latek. Pomagali strażacy. Niestety, chłopiec zmarł.
13-latek z Leszna stracił przytomność nagle. Strażacy do reanimacji chłopca przystąpili już po czterech minutach od wezwania na miejsce.
- Od naszej komendy są niespełna dwa kilometry, natomiast karetka musiała pokonać dystans około 10-12 kilometrów stąd też oni (ratownicy - przyp.red.) byli parę minut po nas na miejscu zdarzenia - wyjaśnia młodszy kapitan Szymon Kurpisz z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Lesznie.
Gdy karetka dojechała, ratownicy nie byli w stanie zrobić nic więcej niż strażacy. Jednak pytanie, czy 13-latek by żył, gdyby pogotowie było pierwsze, już nad Lesznem zawisło.
- Żaden zespół leszczyński nie był w stanie dojechać do tego zdarzenia dlatego, że byli na innych wydarzeniach, stąd decyzja dyspozytora o wysłaniu jednostki straży pożarnej, bo tak mówi ustawa o Państwowym Ratownictwie Medycznym - tłumaczy Marcin Gbiorczyk, koordynator Szpitalnego Oddziału Ratunkowego Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Lesznie.
Prokuratura Rejonowa w Lesznie wstępnie zakłada, że w sprawie 13-latka nie zawinili ani strażacy, ani pogotowie. Śledczy chcą jednak wiedzieć, co było dokładną przyczyną śmierci chłopca. Odpowiedź ma dać sekcja zwłok.
- Czekamy na opinię zakładu medycyny sądowej, która nam wskazuje na ewentualne jakieś podłoże chorobowe, jeżeli takowe było - informuje Daria Dąbrowicz-Rzepka z Prokuratury Rejonowej w Lesznie.
Kolejne wezwania
Chwilę po wezwaniu do nastolatka strażacy dostali kolejne. Jako pierwsi dotarli do 75-latka, by zabezpieczać miejsce lądowania Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. Lekarz ze śmigłowca zdecydował, że chory do szpitala nie musi lecieć śmigłowcem. Pacjenta - w eskorcie strażaków - do placówki, własnym samochodem, odwiozła rodzina.
We wtorek zamiast karetki z Leszna do wypadku pod Rydzyną również pojechali strażacy. Kobieta kierująca autem osobowym z dwójką dzieci wjechała w tył ciągnika rolniczego. Ranni - pod eskortą strażaków - też musieli jechać do szpitala autem prywatnym.
Narodowy Fundusz Zdrowia chce, by szpital wyjaśnił, dlaczego do pacjentów wysyłani są strażacy.
- Wystąpiliśmy do szpitala o przesłanie nagrań, żeby po prostu sprawdzić, jak sytuacja wyglądała, bo wszystkie rozmowy z dyspozytorem są nagrywane, można je odtworzyć - mówi Marta Żbikowska-Cieśla z Wielkopolskiego Oddziału Wojewódzkiego Narodowego Funduszu Zdrowia.
Wojewódzki Szpital Zespolony w Lesznie jest obciążony przez pandemie COVID-19 i do dyspozycji ma tylko cztery karetki. Dyrektor placówki Tomasz Karmiński w rozmowie z "Faktami" TVN zwrócił uwagę, że jednak większym problemem jest brak personelu medycznego. - To jest problem od dawna - przyznał.
Autor: Marzanna Zielińska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24