"Wielka samotność" na oddziałach covidowych. "Trudno jest pocieszyć kogoś, kto stoi w obliczu śmierci"

27.11.2020 | "Wielka samotność" na oddziałach covidowych. "Trudno jest pocieszyć kogoś, kto stoi w obliczu śmierci"
27.11.2020 | "Wielka samotność" na oddziałach covidowych. "Trudno jest pocieszyć kogoś, kto stoi w obliczu śmierci"
Magda Łucyan | Fakty TVN
27.11.2020 | "Wielka samotność" na oddziałach covidowych. "Trudno jest pocieszyć kogoś, kto stoi w obliczu śmierci"Magda Łucyan | Fakty TVN

Śmierć w szpitalu z powodu COVID-19 to śmierć w izolacji, osamotnieniu, bez dostępu rodziny. Wokół widać tylko twarze w maskach. Każde rozstanie boli, ale takie boli szczególnie. A tylko w ciągu ostatniej doby w Polsce zmarło 579 osób zakażonych SARS-CoV-2.

Dla wielu rodzin moment przed wejściem do karetki jest ostatnią okazją na spojrzenie w oczy, uśmiech i osobistą rozmowę. Ostatni moment, w którym mają kontakt ze swoim bliskim.

- "Muszę już kończyć" to jest ostatnie, co powiedział, a ja nie zdążyłam mu powiedzieć, że go kocham. Pomyślałam, że powiem mu po południu, jak do nas potem zadzwoni - mówi pani Ewa, córka zmarłego na COVID-19. - To jest takie smutne, że chciałoby się jeszcze coś powiedzieć, uścisnąć - dodaje kobieta.

Relacje rodzin, które osobiście nie mogą pożegnać swoich bliskich, są przepełnione bólem. Bo ostatni uścisk umierającemu na COVID-19 może dać jedynie lekarz lub pielęgniarka, przez potrójną warstwę rękawiczek.

- Jesteśmy ubrani w odpowiednie stroje, które znacznie ograniczają możliwość pacjenta, by nas w jakiś taki ludzki sposób postrzegać - przyznaje Michał Kuboń ze Szpitala Specjalistycznego im. J. Dietla w Krakowie.

- To jest wielka samotność. Właściwą drogą jest empatia i współbycie. Trudno jest pocieszyć kogoś, kto stoi w obliczu śmierci, bo on po prostu odchodzi - dodaje internista Arkadiusz Błaszczyk, koordynator do spraw COVID-19 ze Szpitala Specjalistycznego w Kościerzynie.

"Wiedział prawdopodobnie, że odchodzi"

Zanim chory złapie swój ostatni oddech, w szpitalu spędza często wiele dni, a nawet tygodni.

- Ci pacjenci, którzy są młodsi, mają telefony komórkowe, więc jakiś kontakt z rodziną jest. Najgorsza sytuacja jest z pacjentami w podeszłym wieku, którzy sobie najzwyczajniej w świecie nie radzą z telefonem komórkowym. Oni się po prostu poddają - mówi Dorota Ronek, pielęgniarka z Samodzielnego Publicznego Szpitala Klinicznego nr 4 w Lublinie.

Bliscy chorych pytają o możliwość odwiedzin, ale ze względu na epidemię są one niemożliwe.

- Rodziny czasem przekazują listy, co też jest bardzo przykre, bo ci pacjenci są w takim stanie, że często nie radzą sobie z przeczytaniem takiego listu - opowiada Dorota Ronek.

Śmierć na oddziałach covidowych stała się codziennością. Coraz więcej medyków mówi, że tylu zgonów nie widziało przez 20-30 lat swojej pracy.

A to właśnie medycy muszą przekazywać rodzinom te najtragiczniejsze wiadomości.

- To są bardzo trudne rozmowy, zwłaszcza że są wykonywane bardzo często w niedoczasie, bardzo często pomiędzy jednym a drugim pacjentem. To wymaga wielkiej delikatności. Najczęściej jeśli dzwonimy w nocy, to bliscy już wiedzą, o co chodzi. Wtedy już niewiele trzeba słów - opowiada Arkadiusz Błaszczyk, koordynator do spraw COVID-19 Szpitala Specjalistycznego w Kościerzynie.

- Wtedy w jakiej strasznej sytuacji jest ta rodzina, która nie miała szansy się pożegnać, powiedzieć sobie tego ostatniego słowa - dodaje pielęgniarka Dorota Ronek.

Codziennie w Polsce z powodu COVID-19 umiera kilkaset osób. Ostatniej doby zmarło 579 pacjentów zakażonych SARS-CoV-2.

Autor: Magda Łucyan / Źródło: Fakty TVN

Źródło zdjęcia głównego: tvn24