Stawką dymisji Zbigniewa Ziobry byłaby utrata większości sejmowej, rząd mniejszościowy PiS-u i ławy opozycji dla Solidarnej Polski. Żadnej z tych partii to się nie opłaca. Rząd mniejszościowy administruje, a nie rządzi. A wcześniejsze wybory to ryzyko utraty władzy.
Poseł Porozumienia Kamil Bortniczuk zapytany przez redakcję "Faktów" TVN, czy brak dymisji to dobra wiadomość dla koalicji, opowiedział, że jest to "pozytywny sygnał" - Sygnał pokazujący, że Zjednoczona Prawica będzie jeszcze trwać - dodał polityk.
Komentarz Bortniczuka, tuż po zakończeniu narady w siedzibie Prawa i Sprawiedliwości, najlepiej pokazuje, jak kluczowe dla wszystkich koalicjantów PiS-u były poniedziałkowe uzgodnienia.
- To grillowanie jeszcze trochę potrwa, ale na końcu drogi dojdą do porozumienia - komentuje Władysław Kosiniak-Kamysz z Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Trzy rozwiązania kryzysu
W poniedziałek prezes Jarosław Kaczyński na spotkaniu ścisłego kierownictwa partii miał położyć na stole trzy scenariusze w sprawie rozwiązania kryzysu w szeregach Zjednoczonej Prawicy.
Pierwszą z opcji miało być usunięcie z rządu Zbigniewa Ziobry i ludzi Jarosława Gowina. Kolejny scenariusz miał zakładać dymisje wyłącznie ministrów z Solidarnej Polski.
Te dwa rozwiązania, jak mówią politycy PiS-u, to tak zwana "broń atomowa". Oznaczałyby najpierw rząd mniejszościowy, a w dalszej perspektywie albo bardzo trudny powrót do rozmów w ramach Zjednoczonej Prawicy, albo szukanie nowych koalicjantów i brakujących posłów, a w kolejnych miesiącach nawet wcześniejsze wybory.
Scenariusz bez dymisji to próba gry na czas, co oznacza, że dla Jarosława Kaczyńskiego ważniejsze od siłowych rozwiązań jest utrzymanie władzy i dojście do jakiegokolwiek porozumienia w ramach obecnej koalicji.
- Jarosław Kaczyński nie robił tego co robił, po to, żeby to się zakończyło remisem. Moim zdaniem on nie chce zostać premierem, żeby ich wszystkich pogodzić. On chce, żeby premierem stabilnym był Morawiecki, a tego nie chce Ziobro - ocenia były poseł Prawa i Sprawiedliwości, obecnie wicemarszałek Senatu Michał Kamiński.
Kuszenie stanowiskami?
Spór na linii Jarosław Kaczyński-Zbigniew Ziobro trwa od tygodni. Nie jest więc tajemnicą, że przez cały ten czas politycy PiS-u próbowali nakłaniać innych posłów, w tym opozycji, by dołączyli do obozu Zjednoczonej Prawicy.
Jednak kończy się to jedynie na rozmowach w kuluarach i kuszeniu stanowiskami. - Nikt na ten temat szerzej ze mną nie rozmawiał - mówi na temat swojego przejścia do PiS-u poseł Kukiz'15 Jarosław Sachajko. - Przyszedłem do parlamentu po to, żeby załatwiać sprawy moich wyborców - dodaje polityk.
Co z rekonstrukcją rządu?
Warszawska siedziba Prawa i Sprawiedliwości przy ulicy Nowogrodzkiej jeszcze tydzień temu była centrum koalicyjnych negocjacji. W międzyczasie rozmowy jednak zerwano, a poniedziałkowa narada odbywa się już wyłącznie w gronie kierownictwa PiS-u.
Niezależnie od tego, kiedy liderzy Zjednoczonej Prawicy wrócą do rozmów, to Jarosław Kaczyński chce, by koalicjanci byli w nich osłabieni.
- To jest ta pewna racjonalność, która nakazywałaby się dogadać, ale są też duże emocje i rachunki krzywd - zwraca uwagę były poseł Prawa i Sprawiedliwości Krzysztof Łapiński.
Lider Solidarnej Polski albo poprze tak zwaną ustawę o bezkarności i zmniejszy swoje wpływy w obozie władzy, albo jego i jego ludzi czekają dymisje.
Byli politycy Prawa i Sprawiedliwości, z którymi redakcja "Faktów" TVN rozmawiała, przyznają, że Jarosław Kaczyński nie może pokazać, że cofa się pod naciskami koalicjantów.
Jednocześnie obok uporządkowania sytuacji w szeregach Zjednoczonej Prawicy spór toczy się przede wszystkim o to, kto przejmie na prawicy władzę - Morawiecki czy Ziobro.
- To jest pojedynek o to, kto będzie następcą prezesa. Prezes wskazał i chce, żeby to był premier Mateusz Morawiecki, a Zbigniew Ziobro musi, w każdy możliwy sposób, to uniemożliwić - zwraca uwagę Michał Kamiński.
Autor: Arleta Zalewska / Źródło: Fakty TVN