Według protestujących przewoźników powodem ich trudnej sytuacji jest tania konkurencja transportowa z Ukrainy. Problemy zaczęły narastać po tym, jak Unia Europejska czasowo zniosła ograniczenia dla ukraińskich ciężarówek z racji wojny. Nowa koalicja zwraca uwagę, że PiS nie zaprotestowało przeciwko nowym przepisom.
Kolejny dzień trwa protest na granicy z Ukrainą. Czwartkowe wystąpienie ministra infrastruktury i sejmowa debata do gustu protestującym nie przypadła. - Jesteśmy teraz świadkami maskarady, balu maskowego - ocenia Jan Buczek, prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych w Polsce.
Sejm zresztą w głosowaniu odrzucił informację rządu na temat protestu, ale dla przewoźników znaczenie mają konkretne liczby. - Miałem około 30 samochodów, pracowało 405 osób, teraz mam 10 samochodów i 14 kierowców - wyznaje Szczepan Krzyziński, przewoźnik z Łukowa. Według przewoźników powodem takiej sytuacji jest tania konkurencja transportowa z Ukrainy. - To jest o złotówkę za kilometr. Jak my cztery złote, to oni trzy złote oferują - informuje Marian Master z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Przewoźników Drogowych Galicja.
Dopiero po 23 dniach protestu, gdy zator na granicy przybrał monstrualne rozmiary, Ministerstwo Infrastruktury zapowiedziało wzmożone kontrole ciężarówek. Problem jednak narasta od lata ubiegłego roku, po tym, jak Unia Europejska czasowo zniosła ograniczenia dla ukraińskich ciężarówek z racji wojny.
- Rząd PiS-u przespał bardzo wiele miesięcy. Nigdy nie zgłosił do Unii Europejskiej uwag - zwraca uwagę Dariusz Klimczak, poseł Trzeciej Drogi.
Typowany na ministra infrastruktury w nowym rządzie polityk zakłada, że kontrole drogowe powinny dostarczyć dowodów i argumentów, by 4 grudnia podczas posiedzenia Rady do Spraw Transportu, Telekomunikacji i Energii Unii Europejskiej domagać się zmian obecnych unijnych regulacji. - Dzisiaj musimy zebrać dane, żeby udowodnić, że jest zachwiana konkurencyjność - podkreśla Klimczak.
W myśl umowy z Unią Europejską Ukraińcy mogą wozić towary z i do Ukrainy albo tranzytem. Tymczasem biorą dodatkowe zlecenia na terytorium Unii.
Nie wykluczają wydłużenia protestu
Polskę 4 grudnia ciągle będzie reprezentowała odchodząca ekipa PiS-u. - Jeśli nie załatwicie tej sprawy w interesie polskich firm transportowych, to po prostu nie macie po co tutaj wracać - mówi Mirosław Suchoń, poseł Trzeciej Drogi.
- Po stronie polskich władz nie ma dobrej woli, jest kompletny brak zaangażowania - to głos unijnej komisarz transportu. - Mam wrażenie, że rząd Morawieckiego specjalnie podrzuca kukułcze jajo przyszłemu rządowi - ocenia Krzysztof Gawkowski, poseł Lewicy.
Unia podpisała z Ukrainą umową o zniesieniu ograniczeń transportu na dorocznej konferencji Connecting Europe w Lyonie. Były już minister infrastruktury przyznał, że był na tej konferencji, ale o umowie dowiedział się trzy godziny po czasie, bo konferencja była duża. - Wydarzenie, w którym bierze udział kilkaset osób, dzieje się w kilku salach - tłumaczy Andrzej Adamczyk. Obecny kryzys jest bezpośrednim efektem zagubienia polskiej delegacji - mówi opozycja i dodaje, że trzeba też działać w Kijowie.
Protestujący postulują też, by Ukraina zlikwidowała utrudnienia dla polskich kierowców po swojej stronie. Protest przewoźników - jak informuje Waldemar Jaszczur, przewodniczący Komitetu Obrony Przewoźników i Pracodawców Transportu, ma potrwać do 4 stycznia, ale niewykluczone, że nawet dłużej.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN