Piąta fala epidemii COVID-19 w Polsce nie odpuszcza. O tym, jak szeroko już się rozlała, świadczą braki kadrowe w kolejnych firmach. Policja zatrzymuje kolejne grupy handlujące fałszywymi certyfikatami covidowymi, ale szkodliwość społeczna czynu jest wątpliwa, bo certyfikaty w Polsce niemal nigdzie nie są sprawdzane. Zwrócił na to uwagę sąd w Poznaniu.
Gdańscy policjanci zatrzymali pięć kobiet, które handlowały fałszywymi certyfikatami covidowymi. Za wystawienie dokumentu miały pobierać opłatę 1200 złotych.
Jak przekazała podinspektor Magdalena Ciska z Komendy Miejskiej Policji w Gdańsku, wśród zatrzymanych są także pośredniczki. - Jedna z osób zatrzymanych jest pielęgniarką - podała. Zatrzymano także 46-latka, który certyfikat kupił.
W Poznaniu także rozbito grupę handlarzy covidowymi fałszywkami. Wśród nich żołnierze i ksiądz, Łukasz Sz., który za pośredniczenie miał inkasować 200 złotych. Sąd właśnie zwolnił go z aresztu, uzasadniając, że dowody w sprawie już zebrano, a - z uwagi na pasywną postawę rządzących - społeczna szkodliwość czynu jest znikoma.
- Ocenę szkodliwości tego przestępstwa należy wziąć przez pryzmat przydatności tego certyfikatu covidowego. W Polsce, jak sąd wskazał, przydatność tego certyfikatu jest de facto niewielka - wyjaśnia Aleksander Brzozowski z Sądu Okręgowego w Poznaniu.
- Sąd w sposób ironiczny przyznał, że certyfikaty covdowe są fikcyjne w Polsce - zwraca uwagę Tomasz Karauda, lekarz z Oddziału Chorób Płuc Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Łodzi.
Doktor Karauda, który codziennie ratuje przed śmiercią chorych na COVID-19, uważa jednak takie uzasadnienie za szkodliwe, bo może zachęcić oszustów do działania, a zniechęcić do szczepień.
- Będziemy pytać i zachodzić w głowę, czy ktoś walczy o życie, dlatego że został zaszczepiony i rzadko się zdarza, że ciężko przechodzi, czy ma lewy certyfikat. Jak będziemy przekonywać innych obywateli, że trzeba się szczepić, skoro większość z "zaszczepionych" nagle będzie w szpitalach walczyło o życie - wskazuje Karauda.
"Część osób może ukrywać dodatni wynik"
Z danych resortu zdrowia wynika, że ostatniej doby odnotowano 47 534 nowe przypadki zakażenia koronawirusem oraz 246 zgonów z powodu COVID-19. Jednak liczba zakażonych może być dużo większa, bo zainteresowanie testami, które można kupić w aptece, jest ogromne.
- Obawiamy się, że część osób może ukrywać dodatni wynik i, oczywiście, przez to stanowią ogromne zagrożenie dla innych - mówi Ewa Słota, kierowniczka apteki "Europejskiej" w Łodzi.
Wyniki domowych testów nie trafiają do systemu tak jak wyniki testów PCR.
- 50 procent to są testy pozytywne, czyli spokojnie możemy sobie tę liczbę przypadków, którą dzisiaj mamy, pomnożyć przez 10, i tyle mamy przypadków prawdopodobnie w Polsce dzisiaj. Także myślę, że powyżej pół miliona przypadków dziennie, dzień w dzień - uważa prof. Marcin Drąg z Katedry Chemii Biologicznej i Bioobrazowania Politechniki Wrocławskiej.
Szczytu piątej fali epidemii w Polsce możemy spodziewać się po feriach, jak mówią eksperci. Obecnie na kwarantannie przebywa niemal 600 tysięcy osób.
- Około 150 kierowców jest na L4. Pośrednio lub bezpośrednio to jest właśnie związane z pandemią - informuje Piotr Wasiak, rzecznik Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Łodzi.
Zarządzający łódzką komunikacją obawiają się, że jeśli ta liczba wzrośnie, to kierowców zabraknie. Po weekendzie na trasy wyjedzie mniej autobusów. - Musimy dostosować te rozkłady do liczby naszych prowadzących - tłumaczy Wasiak.
- To jeszcze nie jest moment na "uff". To, co ma przyjść, to przyjdzie, będziemy obserwować tendencję wzrostową - uważa prof. Marcin Drąg.
Koronawirus SARS-CoV-2: objawy, statystyki, jak rozprzestrzenia się epidemia - czytaj raport specjalny tvn24.pl
Autor: Renata Kijowska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: policja