Dziennie umiera w Polsce około 1000 osób, ale nie z powodu pandemii. Na ogół przyczyną jest rak i choroby serca. Przed pandemią zmartwieniem były kolejki do lekarzy i czekanie na zabiegi. Teraz zabiegi są przekładane, ale w końcu muszą się odbyć. Lekarze alarmują - potrzebny jest plan na czas po pandemii.
NFZ prowadzi całodobową infolinię (800 190 590) udzielającą informacji o postępowaniu w sytuacji podejrzenia zakażenia koronawirusem.
Koronawirus SARS-CoV-2: objawy, statystyki, jak rozprzestrzenia się epidemia - czytaj raport specjalny tvn24.pl
Michał Adamski ma ostrą niewydolność serca. Potrzebuje przeszczepu. Zanim znajdzie się dawca, w miarę normalne życie miało umożliwić mu wszczepienie specjalnej pompy.
- Powiem szczerze, dość mocno byłem załamany - mówi pan Michał.
W marcu miał być już po operacji. Z powodu pandemii przekładano ją już kilkukrotnie. Pan Michał nie wychodzi z domu, bo nie ma siły chodzić po schodach, a przecież koronawirus nie sprawił, że ludzie nie chorują już na nic innego.
Pandemia nie zmienia statystyk. W Polsce główną przyczyną śmierci wciąż są choroby nowotworowe i sercowo-naczyniowe. Rocznie to czterysta tysięcy zgonów. Dziennie - około tysiąca.
- Zawał zabija szybciej niż wirus. Zabija skuteczniej niż wirus - mówi profesor Krzysztof Reczuch, kierownik Kliniki Chorób Serca Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.
Dlatego kardiolodzy nie koronawirusa obawiają się najbardziej.
- Obawiamy się najgorszego. Mianowicie, dramatycznego wzrostu liczby zgonów i kłopotów, powikłań związanych z chorobami układu krążenia - tłumaczy profesor Piotr Ponikowski, kierownik Centrum Chorób Serca Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu.
Lekarze apelują do pacjentów
Przełożone zabiegi planowe to jeden problem. Pacjentów z chorobami przewlekłymi prosi się, by jeszcze trochę wytrzymali. Drugim problemem jest jednak to, że w sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia po pomoc nie zgłaszają się sami pacjenci.
- Z przerażeniem obserwujemy, że "zniknęły" gdzieś zawały - mówi profesor Krzysztof Reczuch.
Przed pandemią na oddziały kardiologiczne trafiali pacjenci, którzy po karetkę dzwonili, gdy tylko poczuli ukłucie w klatce piersiowej. Teraz do szpitala przywożeni są po zatrzymaniu krążenia, gdy szanse na ich uratowanie drastycznie maleją.
- Poczekam, przeczekam, może minie, wezmę coś, może mi pomoże - opisuje zachowanie pacjentów profesor Piotr Ponikowski. - Nie pomoże. Będzie jeszcze gorzej - podkreśla.
Choć lekarze zapewniają, że karetka przyjedzie, a szpital przyjmie, strach chorych okazuje się silniejszy.
- Boją się choroby, która zabija 20 razy rzadziej niż choroby układu krążenia - alarmuje profesor Krzysztof Reczuch.
Przychodnie z poradami na telefon czy trudności z wykonaniem badań nie ułatwiają w czasie pandemii także wykrywania nowotworów. Pytanie - co po pandemii?
- Będziemy mieli do czynienia z efektem spiętrzenia oczekujących na badania, spiętrzenia oczekujących na zabiegi - ocenia profesor Cezary Szczylik, ordynator Oddziału Onkologii Europejskiego Centrum Zdrowia w Otwocku.
Autor: Katarzyna Górniak / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24