"Powiedziała, że nie chce zawalić grafiku". Uhonorowano pielęgniarki, które zmarły z powodu COVID-19

27.06.2020 | "Powiedziała, że nie chce zawalić grafiku". Uhonorowano pielęgniarki, które zmarły z powodu COVID-19
27.06.2020 | "Powiedziała, że nie chce zawalić grafiku". Uhonorowano pielęgniarki, które zmarły z powodu COVID-19
Jarosław Kostkowski | Fakty TVN
27.06.2020 | "Powiedziała, że nie chce zawalić grafiku". Uhonorowano pielęgniarki, które zmarły z powodu COVID-19Jarosław Kostkowski | Fakty TVN

Wiedziały, że ryzykują zdrowie i życie. Mimo to nie wahały się, nie odeszły od łóżek pacjentów, bo dla nich to było coś więcej niż praca i zarabianie pieniędzy. Od początku epidemii COVID-19 w Polsce zmarły cztery pielęgniarki. Nie zapomniały o nich koleżanki i pielęgniarski samorząd.

Pacjenci i koleżanki mówią, że poświęcała się bez reszty. Pani Katarzyna przez ponad 30 lat pracowała na oddziale zakaźnym. Oddana pracy była do samego końca.

Od początku epidemii COVID-19 w Polsce, koronawirusem SARS-CoV-2 zakaziło się ponad 1100 pielęgniarek. Cztery z nich zmarły. Pani Katarzyna była z nich najmłodsza, a pani Grażynie brakowało tylko kilku dni, by myśleć o emeryturze. - Myślałam o tym, jaką pielęgniarką była mama. Słowo oddana - takie najszybciej mi przychodzi do głowy. Myślę, że pacjenci ją lubili, bo często było słychać: "pani Grażynka robi zastrzyki tak super". Chociaż my jako córki nie znosiłyśmy, kiedy nam robiła zastrzyki - wspomina pani Sylwia Borek, córka pani Grażyny Krawczyk.

W poniedziałek samorząd pielęgniarski po mszy przekazał rodzinom czterech pielęgniarek, które zmarły z powodu COVID-19, najwyższe wyróżnienie - statuetkę "Cierpiącym przywrócić nadzieję".

Rodziny zmarłych pielęgniarek miały wówczas okazję się poznać i spotkać.

Wirus zabierał je nagle

- Przyszła ta fala, zaczęłyśmy się przygotowywać. Nawet nie było takich momentów, że któraś z dziewczyn powiedziała, że nie będzie pracować - opowiada Danuta Mucha z Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego im. L. Rydygiera w Toruniu, przyjaciółka Katarzyny Zawady.

Pierwsze oznaki choroby COVID-19 pojawiały się w pracy. Prosto z dyżurów trafiały na szpitalne oddziały już jako pacjentki.

Pan Andrzej Krawczyk, mąż pani Grażyny, pożegnał się z nią, kiedy spod domu pojechała na nocny dyżur. Ostatni w jej życiu. - Dokładnie o 18:35 - wspomina pan Andrzej. - Oglądała się zawsze, bo wiedziała, że tam będę. Takie rączką pomachanie: ona mi pomachała, ja jej - wspomina.

- Pamiętam jej słowa, kiedy mówiliśmy, że może jest niebezpiecznie i warto odpuścić. Powiedziała wtedy, że ona nie chce zawalić grafiku - opowiada pani Sylwia Borek, córka pani Grażyny Krawczyk.

Po zmarłych czterech pielęgniarkach został żal, pamięć i wdzięczność.

Autor: Jarosław Kostkowski / Źródło: Fakty TVN

Źródło zdjęcia głównego: tvn24