Ministerstwo Zdrowia poinformowało o ponad 6500 zakażonych koronawirusem. 116 osób zmarło. Godzinami trzeba było w środę czekać w kolejce na wykonanie testu. Były szpitale, które nie były w stanie przyjmować chorych.
Mówienie dziś, że wszystko jest pod kontrolą to czarowanie rzeczywistości. Potwierdzeniem mogą być kolejki do mobilnych punktów pobrań w celu wykonania testu na obecność koronawirusa - w Warszawie, Krakowie czy we Wrocławiu.
W całej Polsce potrzeby pacjentów zaczynają być większe niż możliwości laboratoriów.
- Nie jesteśmy w stanie przyjąć wszystkich. Niestety, część osób odchodzi z kwitkiem, bo kolejki są bardzo duże - mówi dr Tomasz Anyszek, pełnomocnik zarządu do spraw medycyny laboratoryjnej spółki Diagnostyka. Eksperci zaznaczają, że gdyby można było wykonać więcej testów, to nowych, potwierdzonych przypadków zakażeń koronawirusem byłoby jeszcze więcej.
W środę Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 6526 nowych przypadkach zakażenia SARS-CoV-2. To największy bilans od początku epidemii w Polsce. Resort przekazał też informację o śmierci 116 osób, u których stwierdzono zakażenie.
- To jest liczba wskazująca na wzrost ciężkości przebiegu epidemii, a nie tylko na rozprzestrzenianie się wirusa w populacji - zwraca uwagę profesor Andrzej Fal, kierownik Kliniki Chorób Płuc i Chorób Wewnętrznych Centralnego Szpitala Klinicznego MSWiA w Warszawie.
Rzecznik prasowy resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz w środę na konferencji prasowej przekazał, że ze względu na tak wysoki dobowy wzrost zakażeń, resort "zmierza w kierunku ogłoszenia ponad stu powiatów jako czerwonych".
Jest bardzo prawdopodobne, że czerwoną strefą zostanie objęta Warszawa. Wówczas skrócone zostaną godziny pracy barów i restauracji, a niewykluczone, że do piątku rząd wprowadzi jeszcze nowe, kolejne restrykcje.
Lekarze biją na alarm
Tylko we wtorek ponad 400 nowych pacjentów trafiło na "koronawirusowe" oddziały szpitalne, na które trafią osoby z silnymi lub bardzo silnymi objawami.
Prezes Naczelnej Rady Lekarskiej profesor Andrzej Matyja podkreśla, że skutecznym wyjściem w obecnej sytuacji epidemiologicznej może być uruchomienie wojskowych szpitali polowych.
- Wojsko Polskie dysponuje szpitalami polowymi i to jedyna droga, by tworzyć nowe łózka, a nie przesuwać z oddziału na oddział - zaznacza profesor.
W całym województwie lubelskim tylko w kilku szpitalach są jeszcze pojedyncze wolne łóżka na oddziałach dla chorych na koronawirusa. Na gwałt są organizowane w innych placówkach, ale to wiąże się z wypisywaniem pacjentów z innymi schorzeniami.
W szpitalu Kędzierzynie-Koźlu mają pojawić się nowe miejsca, ale chorymi na koronawirusa opiekuje się tu zaledwie dziewięciu lekarzy. W tym urolog, ginekolog, chirurg i ortopeda.
- Chcemy robić to jak najlepiej, ale brakuje ludzi. Byliśmy przygotowani do innej roli - mówi Jacek Mazur, zastępca dyrektora do spraw medycznych szpitala w Kędzierzynie-Koźlu.
Dlatego w apelach lekarzy i dyrektorów szpitali nie chodzi o wzbudzanie paniki, a o opisanie rzeczywistości w jakiej właśnie znalazła się polska ochrona zdrowia.
Pokłosie słów wicepremiera
We wtorek wicepremier Jacek Sasin w w Polskim Radiu mówił o walce z pandemią COVID-19. Polityk przekonywał, że Polska dysponuje odpowiednią liczbą łóżek szpitalnych, respiratorów i innych środków medycznych. Jednocześnie zaznaczył, że jednak "występują problemy".
- Tym problemem jest chociażby zaangażowanie personelu medycznego, lekarzy - stwierdził Sasin.
Niestety nie wszyscy stawiają się na wezwania wojewody. Na Śląsku do pracy stawiła się tylko połowa. Z kolei druga połowa nie stawiła się nie dlatego, że nie chciała.
- To były albo zwolnienia z powodu choroby, albo osoby, które przebywały w kwarantannie, albo lekarze i pielęgniarki, które też już były zakażone - tłumaczy rzeczniczka prasowa wojewody śląskiego Alina Kucharzewska.
Wicepremier Sasin obarcza - jakąś, bo nie mówi jaką - część lekarzy odpowiedzialnością za sytuację w służbie zdrowia. Chociaż to właśnie lekarze pierwsi bili na alarm, że jesień będzie najtrudniejsza.
- To jest próba zepchnięcia odpowiedzialności na wszystkich poza sobą - ocenia poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego Władysław Kosiniak-Kamysz.
- Sądzę, że te słowa były powiedziane w emocjach - mówi Bolesław Piecha z Prawa i Sprawiedliwości.
Autor: Krzysztof Skórzyński / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24