Maksymilian miał wielkie szczęście w nieszczęściu. Stracił kciuk, ale udało się go przyszyć dzięki szybkiej i spontanicznej akcji lekarzy, którzy przyjechali z Gliwic do Trzebnicy - specjalnie dla nastoletniego pacjenta. W całej Polsce wciąż nie ma mikrochirurgicznego dyżuru dla dzieci.
14-letni Maksymilian stracił palec w wypadku. - W hali na pile ciąłem drewno i już potem naprawdę nie pamiętam - opowiada Maksymilian Pedrycz.
W piątek nie było w całym kraju żadnego szpitala, który mógłby chłopakowi urwany palec przyszyć. - Niestety tego dnia nie było żadnego ośrodka w Polsce, który by pełnił ostry dyżur replantacyjny - mówi doktor Ahmed Elsaftawy, kierownik pododdziału Replantacji Kończyn, Mikrochirurgii i Chirurgii Ręki w Szpitalu imienia Świętej Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy koło Wrocławia.
To w ostatnim czasie już trzeci taki przypadek. W lutym, gdy 13-letni Maciej stracił trzy palce, też nie było w całym kraju ostrego dyżuru. Tak było też w marcu, kiedy 15-letni Paweł stracił kciuk lewej ręki. Też nie miał mu kto pomóc, bo takie dyżury dla dzieci szpitale pełnią tylko w niektóre dni.
W przypadku wszystkich trzech chłopców lekarze musieli zdzwaniać się po godzinach, przyjeżdżać z daleka, organizować naprędce zespół chirurgiczny i przyszywać kończyny. - W tym przypadku pan profesor Adam Maciejewski zadzwonił do doktora Ahmeda Elsftawego, który zgodził się wykonać kolejną replantację poza naszym dyżurem replantacyjnym - informuje Jarosław Maroszek, dyrektor Szpitala imienia Świętej Jadwigi Śląskiej w Trzebnicy.
Pytania do ministerstwa
Dyżurów replantacyjnych dla dzieci nie ma codziennie, bo NFZ musiałby płacić nie tylko za zabiegi, ale też za gotowość do pracy. W marcu rzecznik prasowy Ministerstwa Zdrowia zapowiedział, że w końcu zostanie stworzony w Polsce jeden ośrodek z codziennym dyżurem. Ale nie od razu. - Taki stały dyżur, zaraz po przeszkoleniu lekarzy, zostanie utworzony - przekazał Wojciech Andrusiewicz 15 marca, ale dodał, że na razie trudno powiedzieć, w którym ośrodku taki dyżur by się miał odbywać.
Mikrochirurdzy twierdzą, że to zły pomysł, że najbezpieczniej by było, gdyby w gotowości pozostawało kilka ośrodków, tak żeby dzieci z obciętymi kończynami nie musiały być wożone z jednego końca kraju na drugi. Takie sytuacje to proszenie się o nieszczęście, a w przypadku replantacji liczy się czas.
Po wypadku Maksymiliana ekipa "Faktów" TVN postanowiła o całą sprawę zapytać osobiście ministra zdrowia. Adam Niedzielski najwyraźniej jednak o sprawie nic nie wiedział. Z pomocą przyszedł mu rzecznik prasowy, który zadeklarował, że odpowie na pytanie za ministra po spotkaniu.
Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN