"Gdzie są dzieci?" - to pytanie, które od dwóch tygodni w Polsce budzi ogromne emocje. Chodzi o dzieci migrantów, które trafiły do placówki pograniczników w Michałowie, a potem miały zostać przez polską Straż Graniczną zawrócone do linii granicy. "Fakty" TVN dotarły do nagrania, na którym najprawdopodobniej widać dzieci z Michałowa wśród grupy migrantów po białoruskiej stronie granicy.
Od dwóch tygodni wciąż pada pytanie o los dzieci migrantów, które trafiły do Michałowa, a potem miały zostać przez polską Straż Graniczną zawrócone do linii granicy.
Na pytania dziennikarzy o to, gdzie trafiły dzieci migrantów przebywające wcześniej w ośrodku Straży Granicznej w Michałowie, odpowiadał 7 października na konferencji prasowej wicepremier do spraw bezpieczeństwa i prezes PiS Jarosław Kaczyński. - Zostały po prostu wraz ze swoimi rodzicami w jakimś bezpiecznym miejscu przetransportowane z powrotem do Białorusi. Z całą pewnością nic im z tego powodu nie zagraża - mówił Kaczyński.
Jednak na nagraniu, które w sobotę grupa jazydów, Kurdów i Irakijczyków koczujących na białorusko-polskiej granicy przekazała do opublikowania w sieci, najprawdopodobniej widać dzieci migrantów z Michałowa. Wystarczy porównać charakterystyczne elementy ubioru: czapki, kurtki i przyjrzeć się lepiej twarzom.
- Rozpoznaję co najmniej trzy dziewczynki, które są na tym filmie i widziałam je w Michałowie. To są twarze nie do zapomnienia - mówi Maria Poszytek, prawniczka z Grupy Granica.
Dzieci więc - sądząc po nagraniu - wciąż są lub jeszcze kilka dni temu były na granicy i koczowały na gołej ziemi. W poniedziałek nad ranem w obszarze granicy polsko-białoruskiej temperatura sięgała minus pięciu stopni Celsjusza. A przecież - jak podkreślali politycy PiS - dzieci miały być bezpieczne.
- Przypuszczam, że dzieci są na Białorusi bezpieczne - pod czułą opieką pana Alaksandra Łukaszenki, który je tam zaprosił - mówił 4 października eurodeputowany PiS Kosma Złotowski.
Działania Łukaszenki
Zarówno eksperci, jaki i politycy są zgodni co do tego, że za kryzys na granicy jest w pełni odpowiedzialny reżim Łukaszenki. To Łukaszenka miał zorganizować transport ludzi na masową skalę i czerpać z tego konkretne korzyści, co przekłada się na destabilizację polskiej granicy.
Z informacji przekazanych przez Straż Graniczną wynika, że w nocy z niedzieli na poniedziałek udaremniono dwie próby siłowego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej.
- Na patrole funkcjonariuszy żołnierzy nacierają grupy nielegalnych imigrantów. Jedna z tych grup liczyła 90 osób, a druga - 130 osób - przekazała ppor. Anna Michalska, rzeczniczka Straży Granicznej.
Migranci są przepychani ze strony białoruskiej przez zasieki i rzekę. Jeśli uda im się przejść, to koczują w lasach i na polach kukurydzy.
- Najbardziej się boję tego, że jak zacznie się koszenie kukurydzy, to tam znajdzie się wiele osób, które straciły życie - mówi Maria Bożena Ancipiuk, przewodnicząca Rady Miejskiej w Michałowie.
Michałowo organizuje pomoc i poranne patrole, by ratować ludzi przed wyziębieniem i śmiercią tak, jak w przypadku trójki Syryjczyków odnalezionych w niedzielę w przydrożnym rowie.
- Leżeli przykryci tylko ubraniami, jednym kocem. Dziewczynka - ta Syryjka - leżała między nimi, to ciepło, które jeszcze mieli starali się oddać temu dziecku - opowiada Iwo Łoś z Grupy Granica.
Cała trójka migrantów trafiła do szpitala w Hajnówce - dziecko i mężczyzna są w stanie dobrym.
- Opiekunka znajduje się w oddziale w stanie ciężkim, w chwili obecnej jest poddana intensywnej farmakoterapii - przekazał Piotr Pienzin, koordynator Szpitalnego Oddziału Ratunkowego w Hajnówce.
Straż Graniczna w niedzielę zanotowała ponad 500 prób nielegalnego przekroczenia granicy polsko-białoruskiej.
Autor: Paweł Płuska / Źródło: Fakty TVN