Bitwa kiboli w Kędzierzynie-Koźlu. Starli się ze sobą w sobotę, w biały dzień, na moście, półnadzy i pełni agresji. Podobne sceny widziane były w Polsce wielokrotnie. Czemu te środowiska czują się tak pewnie?
Pseudokibice nazywają to ustawką, ale to, co wydarzyło się w sobotę w Kędzierzynie-Koźlu, wyglądało raczej jak brutalne zamieszki. Widać to doskonale na nagraniu z kamery w policyjnym radiowozie. Policjanci pozostali w środku.
- Byłoby nieroztropne, gdyby dwóch funkcjonariuszy podejmowało interwencję wobec 100-osobowej grupy agresywnych osób, dlatego natychmiast zostało tam skierowane wsparcie - wytłumaczyła kom. Magdalena Nakoneczna z Komendy Powiatowej Policji w Kędzierzynie-Koźlu.
Ośmiu kiboli udało się zatrzymać na miejscu. Jedna osoba została aresztowana. - W stosunku do pozostałych osób, siedmiu, prokurator zastosował środki zapobiegawcze w postaci dozoru policji - informuje Włodzimierz Chłap z Prokuratury Rejonowej w Kędzierzynie-Koźlu.
Pewność siebie kiboli
Jeśli do czegoś takiego dochodzi w Kędzierzynie Koźlu o godzinie trzynastej w sobotę, to sygnał, że pseudokibice czują się pewnie.
- To jest zjawisko wykraczające poza chuliganizm dotyczący sportu. To jest to wszystko, co dotyczy radykalnych środowisk nacjonalistyczno-prawicowych, które uczestniczą lub współorganizują marsze niepodległości, zabierając je władzom państwowym. I robią to wszystko ośmielone przez obecne władze, które próbują z tymi środowiskami flirtować - komentuje socjolog prof. Andrzej Rychard.
To nie jest problem tylko szalików i barw klubowych. Do brutalnych walk swoich ludzi szykował trzęsący kiedyś Wisłą Kraków "Misiek". Na Jasnej Górze od lat księża święcą szaliki, a zaraz po mszy w zeszłym roku doszło do odpalania rac.
Także ludzie w klubowych barwach Jagiellonii Białystok uczestniczyli w aktach przemocy towarzyszących tegorocznemu Marszowi Równości w Białymstoku, a później usłyszeli ze strony obozu rządzącego, że powinno się zakazać maszerowania tym, którzy zostali pobici.
Bezczynność rządu
- (Pseudokibice - przyp. red.) wiedzą, że ze strony tych dwóch bardzo potężnych w Polsce instytucji, czyli partii rządzącej oraz Kościoła, nic złego ich nie spotka. Najwyżej (służby - przyp. red.) wyłuskają jakąś jedną pojedynczą osobę, która się przed sądem nie obroni. To będą koszty typu "gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą" - ocenia psycholog społeczny prof. Janusz Czapiński.
Organizatorzy marszów zwanych patriotycznymi lubią się odwoływać do symboliki klubowej.
Już trzy lata temu związkowcy policyjni ostrzegali i pisali, także do premier Beaty Szydło, że prominentni politycy wyżej cenią kibiców niż funkcjonariuszy.
W maju 2018 roku na stadionie Lecha wydarzyły się burdy, które premier Mateusz Morawiecki nazwał łyżką dziegciu w beczce miodu i jednocześnie dziękował za patriotyczne oprawy na stadionach.
W Kędzierzynie-Koźlu doszło do tego, że kibole pobili się nie na stadionie, nie w lesie, ale w biały dzień w środku miasta.
Autor: Jakub Sobieniowski / Źródło: Fakty TVN