Nowoczesny system fotoradarów w Białymstoku istnieje od czterech lat, ale nic z tego nie wynika, bo po zmianie przepisów miasto przestało korzystać z tych urządzeń. Zrobiło się niebezpieczniej, bo piraci czują się bezkarni.
Specjalny system kamer i czujników miał wyłapywać kierowców wciskających gaz tuż przed skrzyżowaniem, by przejechać na żółtym lub czerwonym świetle. Kamery zostały zamontowane, ale nie działają.
W Białymstoku, aż na pięciu skrzyżowaniach zainstalowano specjalne wideorejestratory. System kosztował miasto około 30 milionów złotych i działał zaledwie kilka miesięcy.
Bo RODO?
Najpierw mandaty wystawiała straż miejska, jednak od ponad trzech lat funkcjonariusze tej formacji nie mogą korzystać z fotoradarów. Dlatego zdjęcia białostockich piratów drogowych były przekazywane policji. Ale i tu pojawił się problem.
W ubiegłym roku w życie weszły przepisy RODO, czyli ogólne rozporządzenie o ochronie danych osobowych. Władze miasta twierdzą, że nowe prawo zabrania im gromadzenia informacji takich jak numery rejestracyjne aut czy wizerunki kierowców.
Dlatego kosztowny system wyłączono.
Ta decyzja dziwi prawników zajmujących się ochroną danych. - Nie ulega dla mnie wątpliwości, że RODO nie stoi na przeszkodzie w lokalizowaniu i wykorzystywaniu fotoradarów - tłumaczy doktor Maciej Kawecki, ekspert do spraw ochrony danych osobowych. - RODO zostało potraktowane jako argument, żeby nie realizować jakichś tam obowiązków, bo może jest to uciążliwe dla urzędnika - dodaje.
To najwyraźniej nie przekonuje władz miasta. - Są instytucje, które mogą z tych fotoradarów korzystać, tylko musi być wola przyjęcia tych materiałów od nas - podkreśla Urszula Boublej, rzecznik prasowa prezydenta Białegostoku.
Inspekcja Transportu Drogowego, która zarządza fotoradarami w Polsce, wstępnie wyraziła zgodę na przyjęcie dwóch białostockich urządzeń. Nie wiadomo jednak, kiedy to może nastąpić.
Autor: Dariusz Prosiecki / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: Fakty TVN