Nie ustają pytania o działania wobec migrantów na granicy Polski z Białorusią. We wtorek pogranicznicy odmówili wstępu do strefy stanu wyjątkowego prawnikom, którzy na mocy wyroku Europejskiego Trybunału Praw Człowieka chcieli dotrzeć do koczujących tam migrantów. Nie milkną tez komentarze na temat poniedziałkowej konferencji prasowej z udziałem ministrów Mariusza Błaszczaka i Mariusza Kamińskiego.
W ośrodku w Michałowie w Podlaskiem w poniedziałek przebywało kilkanaście migrantów. Byli oni przerzucani przez granice kilkakrotnie, na chwilę dotarli do placówki, ale Polska nie okazała się dla nich ziemią obiecaną - zostali odesłani z ośrodka.
Kim są ludzie na granicy, jaka jest ich historia, w co wierzą, za czym tęsknią, o czym marzą? Tego nie wiemy. Nie wiemy także, jakie mają wykształcenie czy uciekają od nędzy, czy od terroru. Czy są chorzy, czy są dobrzy czy źli?
Znane są twarze tylko nielicznych migrantów. Reszty nie widzimy, bo ze względu na stan wyjątkowy dziennikarze nie mają dostępu do pasa przygranicznego z Białorusią. Rząd stan wyjątkowy na granicy chce przedłużyć o kolejne 60 dni.
- Prowokacje prezydenta Alaksandra Łukaszenki w najbliższym czasie nadal mogą być kontynuowane - uzasadniał decyzję rządu na wtorkowej konferencji Piotr Mueller, rzecznik rządu.
Nikt nie ma wątpliwości, jaką grę prowadzi reżim białoruski, ale w przypadku kryzysu na granicy chodzi też o ludzi. Władza nie pozwala się do nich zbliżyć. Według rządzących w migrantach mamy w nich widzieć terrorystów, pedofilów lub zoofilów, czego dowodem mają być przedstawione na wspólnej konferencji prasowej ministra obrony narodowej, ministra spraw wewnętrznych i administracji oraz Straży Granicznej materiały.
- Nie sądzę, aby prawdziwy terrorysta miał w swoim telefonie zdjęcia dotyczące zamachów terrorystycznych - zwraca uwagę dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka oraz Uniwersytetu Warszawskiego.
- Rząd próbuje ich sprowadzić, w sposób cyniczny, do status podludzi po to, żeby zabić w nas wrażliwość - dodaje prof. Tadeusz Gadacz, etyk.
Głos Kościoła katolickiego
Kościół katolicki, też nie dopuszczany do migrantów na granicy z Białorusią, przestrzega przed moralnymi konsekwencjami.
- Wrzucenie wszystkich do jednego worka, przepraszam za język kolokwialny, i uczynienie ze wszystkich uchodźców albo zbrodniarzy, albo zboczeńców, albo malwersantów, albo jeszcze jakichś bardzo nieuczciwych ludzi, zniechęca w ogóle do pomagania - ocenił w poniedziałek w "Faktach po Faktach" biskup Krzysztof Zadarko, przewodniczący Rady Konferencji Episkopatu Polski do spraw Migracji, Turystyki i Pielgrzymek.
Janina Ochojska, europosłanka, założycielka Polskiej Akcji Humanitarnej, oburzona mówi, że nigdy nie widziała tak nieprzyzwoitej prezentacji ze strony rządzących.
- Zlepek tych złych cech, którymi ci uchodźcy mają się charakteryzować, służy tylko i wyłącznie temu, żeby pokazać polskiemu społeczeństwu, jak groźne jest to zjawisko - komentuje Ochojska.
Rząd natomiast jest oburzony pytaniami, czy nie dopuszczając dziennikarzy do migrantów, celowo chce ich pozbawić człowieczeństwa.
- Stwierdzenie, że nie widzimy w tych osobach ludzi, po prostu jest manipulanckie i nieprawdziwe - stwierdził na konferencji prasowej Piotr Mueller, rzecznik rządu. Dodał, że to "powtarzanie propagandy reżimu Łukaszenki".
Prawnicy nie zostali dopuszczeni do migrantów
Nikt nie jest w stanie zweryfikować jakichkolwiek stwierdzeń rządu. Obywatele i dziennikarze muszą opierać się na informacjach przekazywanych przez służby.
- Mamy prawo wiedzieć więcej niż tylko jednostronny przekaz - podkreślił biskup Krzysztof Zadarko.
- (Nakaz - przyp. red.) został zignorowany. Dla nich decydujące jest, czy posiadamy zgodę komendanta Straży Granicznej na wjazd do strefy - mówi radca prawny Patryk Radzimierski.
Fundacja Ocalenie ma z Afgańczykami kontakt, ale nie wie, jak długo jeszcze. - Są coraz słabsi, rozmowy są coraz krótsze, także bardzo opadają z sił - przekazała Marianna Wartecka.
Przedstawiciele fundacji mieli też kontakt z inną rodziną, która przeszła już na polską stronę, ale nie zdążyli im pomóc ani humanitarnie, ani prawnie. - Cała rodzina - podkreślam - były tam dzieci w wieku: 2, 4, 6 i 8 lat, została po prostu wywieziona do lasu na granicę - mówi Wartecka.
Nie wiadomo, ile takich osób jeszcze zostało wypchniętych na Białoruś z Polski, choć to w naszym kraju szukali międzynarodowej ochrony.
- To jest sytuacja, w której ci ludzie po prostu umrą i to będzie nasza odpowiedzialność - zwraca uwagę dr Piotr Kładoczny z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka oraz Uniwersytetu Warszawskiego.
Sejm o stanie wyjątkowym ma decydować jeszcze w tym tygodniu.
Autor: Katarzyna Kolenda-Zaleska / Źródło: Fakty TVN