Mandaty, grzywny, zatrzymania - coraz częściej protestujący alarmują, że próbuje się ich zastraszać pod pozorem ochrony przed epidemią. Zatrzymajcie represje - apeluje do rządzących opozycja, ale władze mówią, że wszystkie działania podejmowane są zgodnie z prawem.
Pani Beata protestowała w sobotę przed radiową Trójką. Policja zażądała od niej dowodu tożsamości, ale kilkakrotnie odmówiła. Funkcjonariusze przystąpili więc do działania i zabrali kobietę na komisariat. - Ja już na komisariacie poprosiłam o powód (zatrzymania - przyp. red.). Powiedziano mi, że jest konieczne ustalenie tożsamości, ponieważ mogę być osobą zaginioną albo poszukiwaną - relacjonuje pani Beata.
- W tej chwili próbuje się na siłę zrobić z tej sprawy sprawę polityczną - odpowiada nadkom. Sylwester Marczak z Komendy Stołecznej Policji.
Policja broni się, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem, i że w chwili interwencji osób było więcej, tyle że się rozeszły. - (Funkcjonariusze - przyp. red.) podjęli działania w związku z tym, że osiem osób się zgromadziło. Osiem osób rozmawiało ze sobą, robili ze sobą zdjęcia - przekonuje Marczak.
Pani Beata ostatecznie mandatu nie dostała.
Zupełnie inaczej skończyła się historia pani Ewy.
- Spotkałam się z koleżanką, z którą miałam przejść się na około sądu na spacer i porozmawiać - mówi pani Ewa Jedynasiak.
Panie miały maseczki i rękawiczki. Z konstytucją w ręku chciały przeciwstawić się temu, co rządzący robią z ważną dla nich instytucją, czyli Sądem Najwyższym.
Według policji pani Ewa "bez uzasadnienia przemieszczała się pieszo, a następnie uczestniczyła w zgromadzeniu". Obie panie miały "nie stosować się do wydawanych poleceń".
Kobiety nie przyjęły mandatów w wysokości 500 złotych. Dodatkowo pani Ewa, która od lat aktywnie protestuje przeciwko rządom PiS-u, już na adres domowy dostała wezwanie do zapłaty od Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego.
Kara za "nieprzestrzeganie nakazu przemieszczania się w odległości nie mniejszej niż dwa metry od siebie" wynosi 10 tysięcy złotych i podlega natychmiastowemu wykonaniu.
Próby zastraszania?
Na spotkaniu prezydenta, na którym również zgromadziło się sporo osób, policja nie interweniowała i nikt nie dostał mandatu.
Po sobotnim proteście przedsiębiorców ich organizator i kandydat na prezydenta Paweł Tanajno usłyszał zarzut naruszania nietykalności cielesnej funkcjonariuszy policji.
Z kolei PKP Intercity potwierdziło, że prośba naczelnika wydziału bezpieczeństwa o przekazanie informacji o osobach podróżujących do Warszawy na protest przedsiębiorców nie tylko jest prawdziwa, ale że wynika z "troski o bezpieczeństwo i komfort" pasażerów.
- Jeżeli się nie da obywateli kupić, to się ich próbuje zastraszyć - komentuje Borys Budka, przewodniczący Platformy Obywatelskiej.
Patryk Jaki z Solidarnej Polski odpowiada: - Jeżeli policji jest dużo, żeby pilnować bezpieczeństwa, to myślę, że dobrze, dlatego że to działa prewencyjnie.
Autor: Arleta Zalewska / Źródło: Fakty TVN