W ciągu ostatnich dni spore wątpliwości budzi kwestia zachowania dystansu społecznego zarówno wśród polityków, jak i obywateli biorących udział w protestach. Dla jednych odległości są "zalecane", dla innych nakazane. Dla jednych sanitarny dystans, a dla innych bliski kontakt z wyborcami.
Zdjęciom przedstawiający sobotni "strajk przedsiębiorców" trzeba się długo przyglądać, żeby rozstrzygać czy na demonstracji było więcej policjantów czy protestujących.
To kolejny protest przedsiębiorców w Warszawie, który zakończył się kontrowersyjną policyjną interwencją. Zatrzymano siedem osób, funkcjonariusze nałożyli też siedem mandatów i skierowali do sądu ponad 80 wniosków o ukaranie.
Jak tłumaczy policja, mandaty nakładane były głównie za łamanie przepisów związanych z obostrzeniami. - Za przepisy związane z obostrzeniami, czyli zachowywanie odległości między innymi - przekazał rzecznik Komendy Stołecznej Policji nadkomisarz Sylwester Marczak.
Zatem kwestia zachowania odpowiedniej odległości była decydująca w trakcie protestu przedsiębiorców. Jednak o mandatach nie było mowy podczas spotkań prezydenta Andrzeja Dudy z mieszkańcami, na których można zauważyć brak dystansu społecznego.
Zdjęcia z wizyty przedstawiają prezydenta rozmawiającego ze zgromadzonymi i fotografującego się z nimi. Można na nich zauważyć również brak dystansu społecznego.
Do całej sytuacji odniósł się rzecznik prezydenta Błażej Spychalski, który przekonywał, że "mamy do czynienia z dwiema radykalnie, zupełnie różnymi sytuacjami".
- Przepisy są różne do różnych sytuacji. Naprawdę to jest bardzo istotne. Mówimy na przykład o wizycie pana prezydenta na targowisku, wobec którego obowiązują zupełnie inne przepisy - zaznaczył Spychalski.
- Wczorajsze potraktowanie, to jest potraktowanie obywateli jak poddanych - mówił Władysław Kosiniak-Kamysz, kandydat na prezydenta i prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego.
Zatrzymanie przed siedzibą radiowej Trójki
W sobotę doszło do zatrzymania przez policję kobiety, która sama protestowała pod siedzibą radiowej Trójki. Na jej rowerze był widoczny transparent z krytycznymi wobec władzy hasłami.
Policja uzasadnia zatrzymanie kobiety tym, że odmówiła ona wylegitymowania się. Jednak wątpliwości budzi sama chęć legitymowania za jazdę na rowerze, nawet z niepochlebnym wobec władzy transparentem.
W ostatnich tygodniach w Warszawie odbyło się kilka demonstracji zasługujących na szczególną uwagę, między innymi protest przed siedzibą Trójki, przed Sejmem, na Krakowskim Przedmieściu, jak i protest przed domem Jarosława Kaczyńskiego.
- Wszystkich obowiązują te same przepisy. I premiera, i marszałka Sejmu, i marszałka Senatu i każdego z nas - mówił Marcin Ociepa, wiceminister obrony narodowej z partii Porozumienie, która w parlamencie wchodzi w skład klubu Prawa i Sprawiedliwości.
"Pewne odległości są zalecane, ale nie są nakazywane"
Rząd zdecydował się na kolejny etap "odmrażania gospodarki" pod warunkiem, że w restauracjach zostaną zachowane zasady odległości. Przy jednym stoliku może przebywać rodzina lub osoby pozostające we wspólnym gospodarstwie domowym. W innym przypadku przy stoliku powinny siedzieć pojedyncze osoby lub zachować odległość 1,5 metra.
Dlatego kontrowersje wzbudziło zdjęcie udostępnione przez premiera Mateusza Morawieckiego z wizyty w restauracji. Na zdjęciu widać premiera, który siedzi przy jednym stoliku z osobami, z którymi nie mieszka. Ponadto zajmuje miejsce naprzeciwko dwojga z nich. Budzi to wątpliwości o naruszenie zasad, które wyznaczyło Ministerstwo Rozwoju.
Zapytany o to w sobotę szef rządu tłumaczył, że "co do reżimów sanitarnych, to tak jak wcześniej było wyjaśniane przez odpowiednie służby, te pewne odległości są zalecane, ale nie są nakazywane i w taki sposób do tego podeszliśmy".
Półtora miesiąca temu, gdy premier nie mówił jeszcze, że reżim epidemiczny to tylko zalecenia, a gdy liczba zakażonych wciąż rosła i nie można było wyjść nawet do lasu, politycy składali wieńce z okazji 10. rocznicy katastrofy smoleńskiej.
Autor: Jakub Sobieniowski / Źródło: Fakty TVN