Finlandia jako pierwsza pyta o podejrzane polskie mięso. I nie jest jedyna. O chorych krowach przerabianych na mięso piszą Brytyjczycy i Czesi. Pytają o to Niemcy. Dziennikarz "Superwizjera" TVN zatrudnił się w ubojni i pokazał produkcję mięsa z chorych i padłych zwierząt. I padł strach na największych odbiorców polskiej wołowiny.
Chore krowy trafiają do rzeźni i na nasze stoły - takie są wnioski z głośnego materiału "Superwizjera". Trafiają też za granicę? Kupcy polskiej wołowiny zadają pytania.
- Zamiast spać spokojnie, zrobiłam objazd wokół rzeźni, postałam tam - opowiada poruszona reportażem "Superwizjera" dr n. wet. Wioletta Chałas-Stercuła, Powiatowy Lekarz Weterynarii w Gostyniu.
Po emisji programu od razu zrobiła kontrolę w jednej z rzeźni. Nic nie znalazła ani w nocy, ani potem - już podczas normalnej kontroli, za dnia. Doktor Wioletta Chałas kontrolę w ubojni pod Poznaniem zaliczyła pozytywnie. Podobne kontrole ruszyły w całym kraju.
- To jest wszystko barbarzyństwo i nie powinno mieć miejsca - mówi lek. wet. Grzegorz Kawiecki, zastępca małopolskiego Wojewódzkiego Lekarza Weterynarii.
- Ten proceder to jest... to jest kryminał - ocenia z kolei Piotr Zdralewicz z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Gdańsku.
Kontrole po reportażu "Superwizjera"
Powiatowi lekarze weterynarii sprawdzą ubojnie bydła, ale nie tylko. - Również zwrócimy uwagę na tak zwanych pośredników - precyzuje dr n. wet. Maciej Prost, zachodniopomorski Wojewódzki Lekarz Weterynarii. Oraz na to, w jaki sposób pośrednicy szukają do skupu chorych zwierząt, zwanych "leżakami".
- Powiatowi lekarze weterynarii śledzą lokalne portale internetowe, w których mogłyby się ewentualnie pojawić takie ogłoszenia - tłumaczy Piotr Zdralewicz z Wojewódzkiego Inspektoratu Weterynarii w Gdańsku.
Prześledzone zostaną również poczynania samych weterynarzy. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie tego, jak nagrana ubojnia mogła narażać życie konsumentów, dostawcy krzywdzić zwierzęta, a lekarz - fałszować dokumentację. Prokuratorzy sprawdzą dzienniki przed- i poubojowe, a także decyzje wydane po wnioskach o pozwolenia na ubój zwierząt.
Producenci mięsa już liczą straty?
Sprawa dotyczy nie tylko weterynarzy i prokuratorów, ale i producentów mięsa.
- Służby weterynaryjne Finlandii podjęły już takie zapytania, które mogą się dla nas źle skończyć - mówi Jerzy Rey, przewodniczący rady Związku Polskie Mięso.
Fińscy urzędnicy pytają, czy trafiła do nich podejrzana wołowina. Bo Polska jest drugim największym dostawcą mięsa na rynek fiński. Ale nie tylko tam. Polacy jedzą rocznie znacznie mniej wołowiny niż średnia unijna. Dlatego osiemdziesiąt procent polskiej wołowiny jedzie za granicę. To pieniądze - teraz zagrożone. Bo o polskiej aferze piszą też media w Niemczech i Wielkiej Brytanii - czyli największych odbiorców polskiej wołowiny.
- Niektórzy się wstrzymują z podpisaniem kontraktów. Został wstrzymany transport na teren Wielkiej Brytanii po artykule w "Guardianie" - mówi Jerzy Rey, przewodniczący rady Związku Polskie Mięso. Tylko wołowina, i tylko do Wielkiej Brytanii w ubiegłym roku przyniosła polskim producentom ponad miliard złotych zysku.
Warto przeczytać: Chore krowy trafiają do rzeźni i na nasze stoły. "Ludzie nie świnie, zjedzą wszystko"
Autor: Katarzyna Górniak / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: "Superwizjer" TVN