Bez obniżenia produkcji mięsa trudno będzie walczyć ze skutkami zmian klimatycznych - alarmują naukowcy z ONZ. Wszystko dlatego, że wielkie przemysłowe zakłady hodowli zwierząt odpowiadają za gigantyczną emisję gazów cieplarnianych i pochłaniają ogromne zasoby wody. Bez radykalnej zmiany w naszym codziennym menu zatrzymanie zmian klimatycznych jest po prostu niemożliwe.
Z pewnością wielu osobom ta informacja nie przypadnie do gustu, ale naukowcy z ONZ nie pozostawiają złudzeń: powinniśmy znacznie ograniczyć obecność mięsa w naszym jadłospisie, bo inaczej grozi nam klimatyczna zagłada.
- Zmiana systemu żywności i rolnictwa jest kluczowa. Zmiana naszej diety w kierunku mniejszej ilości mięsa i większej liczby warzyw powinna być jedną z kluczowych rekomendacji - mówi Reyes Tirado z Laboratorium Badawczego Greenpeace na Uniwersytecie Exter.
Z wyliczeń naukowców wynika bowiem, że produkcja jedzenia odpowiada za co najmniej jedną czwartą całej emisji gazów cieplarnianych. Za największą ilość gazów cieplarnianych, jeśli chodzi o produkcję żywności, odpowiada przemysłowa hodowla zwierząt, która pochłania też olbrzymie zasoby, zwłaszcza przestrzeni i wody.
- Gdybyśmy doliczyli do tego wszystkie etapy: przetwarzania, transportu, zamrażania, sprzedaży, to można by mówić o nawet 50 procent emisji gazów cieplarnianych - mówi prof. Piotr Skubała, klimatolog z Uniwersytetu Śląskiego.
Kwestia klimatu
Produkcja mięsa odpowiada nie tylko za emisję olbrzymiej ilości dwutlenku węgla, ale też o wiele groźniejszego metanu. Bez radykalnej zmiany w naszym codziennym menu zatrzymanie zmian klimatycznych jest po prostu niemożliwe.
- Same zwierzęta, zwierzęta hodowlane, emitują więcej niż połowę tego, co emitują nasze samochody - twierdzi klimatolog prof. Bogdan Chojnicki.
Naukowcy ONZ-u przestrzegają też, że z powodu rosnącej populacji wkrótce trzeba będzie radykalnie zwiększyć produkcję żywności. To będzie wymagało wycinki lasów o powierzchni niemal dwadzieścia razy większej niż cała Polska. Ziemia musiałaby się zmienić w jedno wielkie pastwisko i pole uprawne.
- Działalność człowieka obecnie obecnie obejmuje 75 procent powierzchni Ziemi. W ciągu ostatnich dziesięcioleci ludzkość rozszerzyła i zintensyfikowała wykorzystanie ziemi, a także wody pitnej - informuje Marc Chardonnens, dyrektor Federalnego Biura Środowiska Szwajcarii.
Przejście na dietę wegetariańską lub wręcz wegańską nie rozwiąże całkowicie problemu, ale w znaczny sposób go ograniczy. Przemysłowa uprawa roślin w żadnej mierze nie jest ekologiczna, ale szkody nią spowodowane są po prostu mniejsze.
- Ilość azotu i fosforu w obiegu jest zbyt duża. To przekroczenie normy jest 3,5-krotne. Granice planetarne w odniesieniu do tych pierwiastków również zostały przekroczone - twierdzi prof. Piotr Skubała.
Przedpotopowa dieta
Na każdy kilogram mięsa spożywczego przypada kilkadziesiąt kilogramów roślinnej paszy i kilkadziesiąt tysięcy litrów wody. Te zasoby muszą być przekierowane na produkcję żywności roślinnej.
- Jeśli chodzi o dietę roślinną, warto wspomnieć o tym, że jest ona zgodna z tym, jak żywiliśmy się przed wieloma laty, czyli w naszej diecie było więcej warzyw i owoców, a mięso pojawiało się jedynie sporadycznie - tłumaczy ekspert ds. żywienia Anna Puścion-Jakubik.
Problem w tym, że białka zwierzęce są ważnym składnikiem diety, zwłaszcza u dzieci. Tylko w mięsie znajdziemy niezbędną do życia witaminę B12.
- Gdy mówimy o samochodach, to widzimy samochody elektryczne, gdy mówimy o ciepłowniach, to myślimy geotermia na przykład, ale gdy już wchodzimy ludziom na talerze, to zaczyna się problem - mówi klimatolog prof. Bogdan Chojnicki.
Wśród pomysłów na rozwiązanie problemu dostępu do białka zwierzęcego nasi eksperci wymienili dwa: rozwój kosztownych technologii produkcji mięsa w laboratoriach i dodanie do naszej kuchni potraw z owadów.
Autor: Tomasz Pupiec / Źródło: Fakty w Południe TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24