Statek z trzema tysiącami aut płonie u wybrzeży holenderskiej wyspy Ameland. Załoga musiała ratować się skacząc za burtę. Akcja gaśnicza trwa od wtorkowego wieczoru, a jej końca nie widać, dlatego rozpatrywane są różne scenariusze.
Z ogromnej wysokości musieli skakać za burtę. Nie byli w stanie poradzić sobie z ogniem - gigantyczny statek transportowy stał się dla nich płonącą pułapką.
- Ludzie skakali ze statku do wody i byli natychmiast wyciągani przez łodzie ratunkowe. W akcji brał udział także helikopter straży przybrzeżnej - poinformował Edwin Granneman, rzecznik prasowy holenderskiej straży przybrzeżnej.
Część z 23-osobowej załogi doznała złamań kończyn, poparzeń i problemów z oddychaniem. Jedna osoba zmarła, kilka trafiło do szpitala. Załoga początkowo sama próbowała uporać się z płomieniami, ale bez skutku. - Załodze nie udało się opanować ognia. Pożar tylko się rozwija i dlatego podjęto decyzję o ewakuacji - przekazał Granneman.
Na miejsce skierowani zostali wyspecjalizowani strażacy z Rotterdamu, ale pożar rozwijał się tak szybko, że nie było możliwości wpuszczenia ich na pokład. Ogień na 200-metrowym statku transportowym przewożącym niemal 3 tysiące samochodów wybuchł we wtorek wieczorem. Przyczyna będzie badana, ale płomienie miały pojawić się nieopodal samochodu elektrycznego.
- Akcja gaszenia samochodu elektrycznego trwa około 1,5 godziny, ale znamy przypadki samochodów, które paliły się od 4,5 do nawet 9 godzin i 15 minut - wskazuje Łukasz Fajt, dyrektor Centrum Treningowego Vulcan Training Center.
Czytaj też: Polscy wojskowi odwiedzili amerykański lotniskowiec USS Gerald R. Ford. "To już nie jest tylko kwestia zdjęcia"
"Zatonięcie statku byłoby wielką katastrofą"
Jednostka wypłynęła z portu w Bermenhaven w Niemczech i miała dopłynąć do Port Said w Egipcie. Zamiast tego dryfuje w odległości 30 kilometrów od holenderskiej wyspy Ameland.
- Stal w temperaturach 500-600 stopni zaczyna tracić swój współczynnik sprężystości i przez to staje się niezdolna do przenoszenia obciążenia, stąd nie ma możliwości bezpiecznego holowania bliżej portu, gdzie będzie zapewniona większa liczba ratowników - wyjaśnia Sebastian Kluska, szef Morskiej Służby Poszukiwania i Ratownictwa w Polsce.
Statku nie można bezrefleksyjnie zalewać wodą, bo istnieje ryzyko, że zatonie, a do tego straż nie chce dopuścić. Gdyby wyładowany samochodami transportowiec poszedł na dno, mógłby skazić wody wokół wyspy, które są ważnym siedliskiem ptaków wędrownych. - Zatonięcie statku byłoby wielką katastrofą ekologiczną. Na pokładzie są samochody, w tym te elektryczne. Oczywiście nie byłoby to dobre dla środowiska, morza i zwierząt - podkreśla Margret Smit, mieszkanka wyspy Ameland.
W ostatnim czasie pożary wybuchały na kilku innych statkach przewożących samochody. Na początku lipca u wybrzeży New Jersey ogień strawił kilka poziomów statku towarowego przewożącego 1000 używanych samochodów. Zginęło dwóch strażaków. Jednostka płonęła przez blisko dwie doby.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: Holenderska straż przybrzeżna