Sytuacja nigdy nie była tak poważna - ostrzega szef ukraińskiego wywiadu wojskowego. Według niego Rosjanie zakończyli przygotowania do zniszczenia Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej. By ją wysadzić, wystarczy rozkaz. Jednak władze USA takich oznak nie widzą.
Szef ukraińskiego wywiadu wojskowego Kyryło Budanow ostrzega, że Rosja zakończyła przygotowania do zniszczenia Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej. - Plan został opracowany i zatwierdzony. Brakuje tylko rozkazu do jego realizacji. Później, w ciągu kilku minut, wszystko wybuchnie - poinformował Budanow. W rozmowie z brytyjskim tygodnikiem "New Statesman" Budanow ujawnił, że według wywiadu Rosjanie zaminowali zbiornik wodny odpowiedzialny za chłodzenie reaktorów i cztery z sześciu bloków energetycznych.
Ukraińcy obawiają się, że okupantów do wysadzenia elektrowni może zachęcić brak zdecydowanej reakcji świata na zniszczenie tamy w Nowej Kachowce. - Konieczne jest utworzenie tam strefy zdemilitaryzowanej. Świat musi do tego doprowadzić. Każdy, kto przymyka na to oko, przyczynia się do szerzenia rosyjskiego zła i terroru w ogóle. Apelujemy do państw, które teraz udają neutralność. Promieniowanie nie będzie pytać, kto jest neutralny - alarmuje Wołodymyr Zełenski.
Zdaniem Budanowa groźba spowodowania katastrofy nuklearnej może być wykorzystana przez Rosjan do wyhamowania ukraińskiej aktywności na froncie. - Chodziłoby w tym przypadku o powstrzymanie zasadniczej kontrofensywy Ukrainy, zanim się zacznie, i zamrożenie linii frontu - wyjaśnia Budanow. Rosjan do wysadzenia elektrowni mogłoby też - zdaniem szefa ukraińskiego wywiadu - skłonić wyparcie najeźdźców z lewego brzegu Dniepru.
- Gdyby wojska ukraińskie osiągnęły sukces na lewym brzegu Dniepru, wówczas to skażenie promieniotwórcze terenów, które by się ewentualnie wytworzyło po wysadzeniu elektrowni jądrowej, byłoby jakimś zagrożeniem. Myślę, że do takiego stopnia się nie posuną - ocenia generał Mieczysław Bieniek. Kilkanaście dni temu do elektrowni przyjechał szef Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej Rafael Grossi. Miał ocenić zagrożenie po tym, jak rosyjskie oddziały zniszczyły tamę na Dnieprze. - Zarząd elektrowni wyjaśnił mi, co planuje. Wydaje się, że jest wystarczająco dużo wody do chłodzenia. Cały czas będziemy monitorować sytuację. Na miejscu zostają inspektorzy agencji - przekazał Grossi.
Władze USA uspokajają
Zdaniem ukraińskich władz Rosjanie nie dają jednak ekspertom agencji szans na pełną inspekcję. - Eksperci Agencji widzieli wszystko, co chcieli. Mamy plan nawiązania kontaktów między Rafaelem Grossim a szefem agencji Rosatom. Nasza współpraca trwa - twierdzi Dmitrij Pieskow, rzecznik prasowy Kremla.
Sytuacji w Zaporoskiej Elektrowni Jądrowej wnikliwie przyglądają się Stany Zjednoczone. Na razie nie widzą oznak, że Rosja przygotowuje się do wysadzenia elektrowni. - Jasne jest chyba, że elektrownia jądrowa nie powinna być miejscem prowadzenia operacji wojskowych. Cały czas obserwujemy sytuację. Monitorujemy wskaźniki promieniowania wokół elektrowni. Nie wykryliśmy dotąd podwyższonego poziomu radioaktywności - zapewnia John Kirby, członek Rady Bezpieczeństwa Narodowego Stanów Zjednoczonych. Rosjanie okupują największą elektrownię jądrową w Europie od marca 2022 roku. Obecnie większość reaktorów wprowadzonych jest w tryb tak zwanego zimnego wyłączenia, ale i tak potrzebują chłodzenia.
Po zniszczeniu tamy w Nowej Kachowce pojawiły się nie tylko obawy o ich chłodzenie. Zbiornik był źródłem wody dla mieszkańców znacznego obszaru południowo-wschodniej Ukrainy. - W niektórych miejscach woda jest dopiero dwa kilometry od dotychczasowego brzegu. To jest katastrofa ekologiczna, jakiej w Ukrainie nie widziano - zapewnia Jewgienij Sytniczenko, przedstawiciel władz regionu Krzywy Róg. Katastrofę odczuwają między innymi mieszkańcy Nikopola, leżącego 7 kilometrów od zaporoskiej elektrowni. Wody w domowych kranach nie ma od dwóch tygodni. Teraz jest reglamentowana, a jej limit wynosi 20 litrów na osobę. Efekty zniszczenia tamy widać także w Chersoniu, gdzie woda wdziera się do domów.
Źródło: Fakty po Południu TVN24