Brakuje lekarzy i specjalistów. Mamy gigantyczną wyrwę personalną w systemie ochrony zdrowia. Komunikaty o wakatach pojawiają się w dziesiątkach placówek. Nie ma młodych lekarzy, a ci, którzy są, zbliżają się do wieku emerytalnego.
Chirurga, neurologa, onkologa, pediatrę, geriatrę, pulmonologa, anestezjologa i innych specjalistów pilnie zatrudnię - tak mógłby napisać w ogłoszeniu niejeden dyrektor szpitala w Polsce. - Szukamy, dajemy ogłoszenia, idzie to bardzo opornie - mówi doktor Dariusz Kopyczyński, zastępca dyrektora Miejskiego Szpitala Zespolonego w Częstochowie, który chce zatrudnić 20 specjalistów. - Niestety, na rynku brakuje lekarzy - twierdzi. W placówce brakuje specjalistów na oddziałach intensywnej terapii, chirurgii, urologii czy zakresu medycyny ratunkowej.
Podobny problem ma też szpital w Bytomiu. - Jestem w stanie zatrudnić od zaraz co najmniej trzech, a nawet czterech neurochirurgów - przyznaje Wojciech Michalik, dyrektor Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego numer 4 w Bytomiu.
Braki kadrowe są zmorą całego systemu opieki zdrowotnej, od lat. - Jeżeli wybierzemy się do mniejszych miejscowości, do szpitali powiatowych, to tam widać, jak duży niedobór personelu jest - wyjaśnia doktor Tomasz Karauda, lekarz specjalista chorób płuc ze Szpitala imienia Barlickiego w Łodzi.
Pacjenci szpitali również potrafią postawić trafną diagnozę. - Brakuje zdecydowanie lekarzy. Zwłaszcza młodych lekarzy, którzy, uważam, że naprawdę wnieśliby też jakąś taką nową siłę, nową energię do tego zawodu - jest zdania Krystian Jedynak, pacjent Miejskiego Szpitala Zespolonego w Częstochowie.
- Kadra lekarska również starzeje się, odchodzi na emerytury. Ci emeryci też nam pomagają, dlatego to funkcjonuje w dalszym ciągu - mówi doktor Dariusz Kopyczyński. Średni wiek chirurga w Polsce to 60 lat, a neurologa 55 - lat. Aż 33 procent z czynnych zawodowo lekarzy ma już prawa emerytalne. Młodych nie przekonują ani dobrze wyposażone oddziały, ani wysokie uposażenie. - Ci lekarze mówią wprost, oni są wypaleni zawodowo, oni są przemęczeni - wyjaśnia Marzena Sutryk, rzeczniczka Szpitala Wojewódzkiego w Koszalinie.
Ogólnopolski problem
W Koszalinie zawieszono działanie oddziału neurologii, bo nie było chętnych do pracy. W Chorzowie do niedawna brakowało onkologów i hematologów dziecięcych. Oddziałowi groziło tymczasowe zwieszenie. Podobnych historii jest coraz więcej. Zawsze z tego samego powodu - braku lekarzy. - Są takie szpitale, w których jeden lekarz prowadzi dwa oddziały na dyżurze i jeszcze zbiega konsultować pacjentów, którzy przychodzą ze skierowaniem. Ryzyko błędu, ryzyko pomylenia się jest tak duże, że czyni to pracę bardzo stresującą, o podwyższonym ryzyku - dodaje doktor Tomasz Karauda.
Jak się okazuje - problemem są też braki w kształceniu nowego pokolenia. - Miejsc rezydenckich jest tak niewiele, że często są oni kierowani do specjalizacji, których nie chcą wykonywać - wyjaśnia doktor Karauda.
Wszystko przez wiele lat zaniedbań. Na przykład liczba czynnych zawodowo neurologów w Polsce poprawiła się, ale neurologów dziecięcych jest nadal zaledwie 481 na całą Polskę. To zatrważająco mało. Ministerstwo Zdrowia złożyło w sejmie projekt ustawy, która ma temu zaradzić. Otwieranych ma być więcej kierunków lekarskich na uczelniach wyższych. W ciągu ostatnich sześciu lat liczba uczelni z kierunkami lekarskimi się podwoiła, ale na efekty w postaci większej liczby lekarzy trzeba będzie jeszcze poczekać.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Fakty po Południu TVN24