Ruszył proces Ukrainki, matki zastępczej, która trafiła do Polski z dziećmi - prokuratura zarzuca jej znęcanie się nad nimi i wykorzystywanie ich seksualnie. - Ona też te dzieci, stosując pewien rodzaj przemocy, przekazywała innym osobom, aby były również wykorzystane seksualnie - informuje Łukasz Wawrzyniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
Wcześniej Swietłana P. przyznawała się do popełnienia niektórych zarzucanych jej czynów, ale to się zmieniło. Teraz kobieta nie przyznaje się do winy. Lista zarzutów jest długa, bo dotyczy dziesięciorga dzieci, dla których Swietłana P. była matką zastępczą. W piątek ruszył jej proces o znęcanie się psychiczne i fizyczne ze szczególnym okrucieństwem, ale nie tylko. - Ustalono, niestety, że dzieci też były wykorzystywane seksualnie przez samą oskarżoną. Ona też te dzieci, stosując pewien rodzaj przemocy, przekazywała innym osobom, aby były również wykorzystane seksualnie - informuje Łukasz Wawrzyniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu.
To "przekazywanie" przez dwa lata, do momentu zatrzymania w Polsce, miało być jej stałym źródłem dochodu. Niektóre przestępstwa miały trwać dłużej. - Mamy do czynienia podobno z jakimiś osobami, które coś miały robić. Nie wiemy, kto to był, skąd był, gdzie to było, nikt tych osób nie widział - twierdzi Jędrzej Kwiczor, obrońca oskarżonej.
- Pewne sprawy dotyczące zachowań pedofilskich na szkodę tych dzieci mogły być popełnione na terenie Ukrainy. Zwróciliśmy się o pomoc prawną do strony ukraińskiej. Nie otrzymaliśmy jeszcze odpowiedzi - przekazuje mł. insp. Andrzej Borowiak, Komenda Wojewódzka Policji w Poznaniu.
Kobieta z podopiecznymi uciekła z Ukrainy niedługo po wybuchu wojny. Miesiąc później podopieczni nie byli już pod opieką zastępczej matki, bo w kwietniu 2022 roku została zatrzymana. - Zostaliśmy jako prokuratura poinformowani przez kobietę, która opiekowała się również tymi dziećmi tutaj w Polsce, że są jakieś symptomy niebezpieczeństwa, wykorzystywania. Nie seksualnego, ale przemocy fizycznej i psychicznej - wyjaśnia Łukasz Wawrzyniak.
Rozpoczął się proces
Przed rozpoczęciem procesu oskarżona przyznawała, że nie poświęcała dzieciom zbyt wiele uwagi, że nie otaczała ich miłością i troską. Teraz - zapłakana - odpowiadając na pytania sądu, mówiła, że dzieci kocha i zawsze były zadbane. - Miałam dom dziecka w Ukrainie przez 14 lat, żadnych skarg ani pytań w związku z tym domem dziecka nie było. Ani od służby opieki, ani od nauczycieli w szkole, ani od lekarzy - zapewnia Swietłana P..
Swietłana P. zaprzeczyła między innymi, że podawała dzieciom grzyby halucynogenne, że je biła, dusiła, głodziła, ograniczała dostęp do picia, że przekazywała za pieniądze pedofilom i że sama wykorzystywała je - dziewczęta i chłopców - seksualnie. Dotykanie miejsc intymnych przysposobionych synów tłumaczyła powodami medycznymi. Pod jej opieką były dzieci w wieku od czterech do szesnastu lat. - Trzeba było przygotować do płukania ziołami. Oczywiście, że to było bolesne dla dzieci. Możliwe, że to im zostało w pamięci - opowiada Swietłana P..
- Te dzieci zostały umieszczone w tak zwanych opiekach zastępczych i są teraz na terenie Polski w warunkach godnych - zapewnia Łukasz Wawrzyniak.
Przed nowymi opiekunami jest sporo pracy. - Trzeba wielu lat doświadczania, serdeczności, troski i opieki, żeby sobie z takimi doświadczeniami poradzić, a i tak gwarancji nie ma - wyjaśnia doktor Aleksandra Piotrowska, psycholożka dziecięca. Swietłanie P. grozi 15 lat więzienia.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24