Doprecyzowanie zasad współpracy władzy w sprawach europejskich, czyli co w gestii prezydenta, a co rządu. Na konieczność zapisania tego w stosownej ustawie zwrócił uwagę Andrzej Duda i tak powstał projekt, a w piątek zajęła się nim sejmowa komisja. Za nowymi przepisami była rządząca większość, opozycja przeciw i z przekonaniem, że to przesunięcie ośrodka decyzyjnego w sprawach europejskich z kancelarii premiera do Pałacu Prezydenckiego.
Sejm zajmuje się nowelizacją przepisów, która ma dać bardzo dużo uprawnień Andrzejowi Dudzie i równie dużo zabrać rządowi. Chodzi o politykę unijną.
- Przepisy są jak najbardziej konstytucyjne, są o takim rzeczywistym współdziałaniu władz - zapewniał podczas sejmowej debaty Sylwester Tułajew, poseł Prawa i Sprawiedliwości. Jego opinii nie podziela jednak opozycja. - Artykuł 146. konstytucji wyraźnie zastrzega, że Rada Ministrów prowadzi politykę zagraniczną - wskazywał Sławomir Nitras, poseł Koalicji Obywatelskiej.
W prezydenckim projekcie, zapowiadanym już półtora miesiąc temu, Andrzej Duda zamierza odebrać rządowi wyłączność w obsadzaniu stanowisk unijnych - przede wszystkim komisarza unijnego, ale także sędziów Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej czy dyrektora w Europejskim Banku Inwestycyjnym.
Czytaj też: Prezydent chce mieć wpływ na powoływanie członków instytucji europejskich. Nowa ustawa w Sejmie
Politycy Prawa i Sprawiedliwości odpierają zarzuty dotyczące tego, że nowelizacją chcą załatwić sobie więcej władzy. - Prezydent nie jest członkiem Prawa i Sprawiedliwości, a poza tym tego rodzaju uprawnienia będzie miał każdoczesny prezydent - mówi Marek Ast, poseł PiS. - Przecież mamy w systemie prawnym dzisiaj szereg stanowisk, które są powoływane z bardzo istotnym udziałem prezydenta RP - wskazuje prezydencka minister Małgorzata Paprocka.
To jednak nie wszystko, bo zgodnie z nową ustawą prezydent będzie mógł reprezentować Polskę na forum unijnym. Prezydencka minister, odnosząc się do zapisów projektu, próbowała na sejmowej komisji przekonywać, że właściwie nic się nie zmieni. - Projekt służy urzeczywistnieniu i przełożeniu na poziom ustawy zwykłej zasady wyrażonej w artykule 23 ustępie 3 konstytucji, który wskazuje na współdziałanie prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej z prezesem Rady Ministrów - zapewniała Paprocka.
Spór o krzesło
Tyle że wyraźnie wracamy do słynnego "sporu o krzesło", kiedy premier z jednego obozu i prezydent z drugiego do tego stopnia nie mogli się dogadać, kto ma reprezentować Polskę, że na szczyt do Brukseli pojechali obaj. Wtedy - 14 lat temu - Donald Tusk wysłał pytanie do Trybunału Konstytucyjnego i ten orzekł, że to rząd ma wyłączność w kształtowaniu unijnej polityki.
- Te wszystkie rozwiązania są niezgodne z konstytucją. Trybunał Konstytucyjny wydał postanowienie, w którym wyraźnie wskazuje, że - jak to zresztą konstytucja stanowi - sprawy europejskie należą do właściwości Rady Ministrów - podkreśla prof. Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.
Opozycja pyta, czy jeśli Prawo i Sprawiedliwość przegrałoby wybory, a ustawa weszłaby w życie, to czeka nas powtórka ze sporu o krzesło. - Prezydent jest najwyższym przedstawicielem Polski w stosunkach zewnętrznych. Jeśli chce, to ma prawo jechać i siąść przy stole, ale przy tym stole może wyłącznie odczytać dokument przygotowany przez Radę Ministrów - zaznacza Dariusz Rosati, poseł Platformy Obywatelskiej.
Pytanie o orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego
Minister do spraw unijnych, tuż po orędziu prezydenta zapowiadającego nową ustawę, alarmował, że projekt ingeruje w porządek konstytucyjny. - Propozycje tam zawarte w sposób bardzo znaczący miałyby zredefiniować prowadzenie polityki europejskiej - mówił Szymon Szynkowski vel Sęk.
Jednak po piątkowych poprawkach autorstwa Prawa i Sprawiedliwości projekt zaczął się ministrowi podobać. - Te poprawki w naszej opinii sprawiają, że ta ustawa tworzy dobry grunt do współpracy rządu i prezydenta - oceniała w czasie obrad komisji Szymon Szynkowski vel Sęk
Poprawki uszczegółowiły pozycję prezydenta w czasie polskiej prezydencji w Unii Europejskiej, która jest zaplanowana na 2025 rok. Prezydent ma wtedy brać udział w unijnych szczytach, a jego stanowisko - jeszcze przed szczytem - będzie musiało być rozpatrzone przez rząd. - Poprawka pozostawia obowiązek przedkładania prezydentowi dokumentów związanych ze szczytami Unii Europejskiej - mówił w Sejmie poseł Sylwester Tułajew.
Czy to faktycznie jest pozycja prezydenta, na jaką pozwala polska konstytucja? - Z orzecznictwa Trybunału Konstytucyjnego wynika, że jeśli prezydent jest obecny na posiedzeniu Rady Europejskiej, to tylko w pewnym zakresie spraw - wyjaśnia prof. Ryszard Piotrowski.
PiS po prostu robi wszystko, żeby przygotować się na scenariusz po przegranych wyborach i chociaż zapewnić sobie wybór unijnego komisarza - tak opozycja tłumaczy te zmiany w prawie. - Prawo i Sprawiedliwość czuje, że wiatr zmian nadchodzi. Prawo i Sprawiedliwość na poważnie bierze pod uwagę, że przegra te wybory - uważa Krzysztof Śmiszek, poseł Lewicy.
Opozycja przypomina, że to nie pierwsza próba obozu rządzącego, by zapewnić sobie wpływ na państwo na wypadek przegranych wyborów. Już minister Zbigniew Ziobro zapewnił sobie kontrolę nad prokuraturą niezależnie od wyniku wyborów - składając do Sejmu projekt ustawy, która kompetencje dotyczące obsady stanowisk w prokuraturze przekazuje prokuratorowi krajowemu. Dziś bliskiemu człowiekowi Zbigniewa Ziobry, który w Prokuraturze Krajowej może swobodnie rządzić jeszcze przez 2 lata.
Źródło: Fakty po Południu TVN24