Czwartoligowy mecz zamienił się w dramat samotnego ojca. Pan Zbigniew poszedł kibicować z piętnastoletnimi córkami. Jednak gdy pseudokibice obrzucili trybunę dla rodzin petardami, jedna z nich pozbawiła mężczyznę dwóch palców prawej dłoni. Ojciec bliźniaczek przeżywa dramat, bo pracuje jako spawacz, a lekarze nie wykluczają dalszej amputacji.
Pan Zbigniew nie przypuszczał, że wyjście na czwartoligowy mecz tak dramatycznie zmieni jego życie. - Popatrzyłem na rękę, widziałem urwany kawałek palca jednego i kawałek kciuka, widziałem kości - opowiada.
Mężczyzna stracił dwa palce prawej dłoni podczas majowego spotkania Beskidu Andrychów z Unią Oświęcim, na które wybrał się kibicować ze swoimi piętnastoletnimi córkami. - Nie chciałem puścić dziewczyn samych, bo wiedziałem, że jacyś kibice mogą przyjechać - wspomina.
Kilkanaście petard
Zajęli miejsca na trybunie dla rodzin. Już w pierwszych minutach przyjezdni pseudokibice rzucili pierwszą petardę w sektor, na którym siedziały rodziny i dzieci. Później w ich stronę poleciała butelka. - Ludzie wpadli w panikę, zakrywali uszy, bo nie wiedzieli, czy to kolejna petarda czy coś, dzieci zaczęły tam płakać i tak dalej - wspomina pan Zbigniew.
W pewnym momencie pseudokibice wpadli w szał, rzucili kilkanaście petard w stronę trybun rodzinnych.
- Ludzie zaczęli uciekać. Mi niefortunnie jedna petarda spadła na polar, który miałem przewieszony na kolanach. Z chwilą gdy chciałem zrzucić z siebie wybuchła - relacjonuje pan Zbigniew.
Gdy w pośpiechu opuszczał stadion, ogłuszyła go jeszcze jedna petarda. Lekarze podjęli decyzję o częściowej amputacji kciuka i palca wskazującego.
Groźba amputacji
Pan Zbigniew co cztery godziny zażywa silne leki, bo z bólu budzi się w nocy. Lekarze obserwują gojenie, ale obawiają się, że może wystąpić martwica tkanki i będzie potrzebna dalsza amputacja.
Ojciec bliźniaczek jest stolarzem i spawaczem. Boi się, że nie będzie mógł pracować, dlatego zapowiada walkę o odszkodowanie.
Na szczęście pan Zbigniew w tej walce nie jest odosobniony. - Będziemy się starać jako stowarzyszenie, jako mieszkańcy Andrychowa odnośnie pomocy Zbyszkowi w tej trudnej sytuacji dla niego i dla rodziny - zapewnia prezes stowarzyszenia "Teraz Andrychów" Zbigniew Małecki. Pomoc, w miarę możliwości, deklaruje też prezes "Beskidu Andrychów" Marek Wdowik.
Wina policji?
Bezpieczeństwa na stadionie pilnowało trzydziestu sześciu ochroniarzy, przed stadionem czuwała policja. Jednak na mecz przyjechało dwa razy więcej kibiców Unii Oświęcim, niż planowano.
- Zostali tam tak stłoczeni, że dosyć trudno jest z nagrań naszego monitoringu wyodrębnić tych sprawców - mówi mł. insp. Sebastian Gleń z Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie.
Według relacji delegata do spraw bezpieczeństwa, organizator - na prośbę policji - wpuścił dwa razy więcej kibiców niż planowano. - Policja podjęła decyzję, żeby wpuścić, że nie chcą mieć rozruby na mieście - mówi Jacek Gucwa, delegat ds. bezpieczeństwa Małopolskiego Związku Piłki Nożnej.
Wciąż nie ustalono sprawcy. Jedna osoba została ukarana mandatem za wnoszenie materiałów pirotechnicznych. Wobec ośmiu zostaną skierowane wnioski do sądu.
Na razie gospodarz feralnego spotkania ma zapłacić 750 złotych kary.
Autor: Mateusz Kudła / Źródło: Fakty po południu
Źródło zdjęcia głównego: Fakty po południu