Pomaganie innym i bycie ratownikiem medycznym było dla niego wszystkim - teraz to on potrzebuje wsparcia. Pan Dariusz pewnego dnia zasłabł na schodach i uległ poważnemu wypadkowi, wskutek którego stracił obie nogi. Potrzebuje protez za kilkaset tysięcy złotych.
Kiedyś to pan Dariusz pomagał innym. Teraz sam potrzebuje pomocy. - Nie da się pogodzić do końca z sytuacją, w której się jest. Choćby nawet się polepszyło w przyszłości, to zawsze będzie w głowie ta sytuacja, że pewna blokada jest. Czynnik bólowy występuje. Zabrakło tego, co się kochało. Tam już nie będzie powrotu. Ten taki swoisty ból zawsze pozostanie - przyznaje pan Dariusz Bartosik.
- Pogotowie było moim życiem. 24 godziny to było tylko pogotowie, pogotowie, dyżury i praca - dodaje. Jako ratownik medyczny pan Dariusz przez 13 lat walczył o życie innych. Wypadek sprawił, że musiał zawalczyć też o swoje. - Niósł pomoc tym najmniejszym. Jeździł karetką neonatologiczną. Czyli karetką dla najmniejszych dzieciątek, z inkubatorem. Jego pacjenci byli wielkości gołąbka - mówi doktor Grzegorz Matyjaszczyk, prezes Fundacji Na Rzecz Rehabilitacji Zawodowej Dla Służb Mundurowych i Ich Rodzin "SALUT".
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Fundacja Avalon zwraca uwagę na osoby z niepełnosprawnościami
Wydawać by się mogło, że to niepozorny wypadek - zasłabnięcie na schodach. Tego dnia jednak życie pana Darka obróciło się o 180 stopni. Z dnia na dzień stał się osobą z niepełnosprawnością. - Ostatni moment, który pamiętam, to jest konsylium lekarzy, którzy stali przy mnie przy łóżku. Było ich siedmiu. Ja już nie słyszałem co mówili. Ja już później straciłem przytomność - opowiada pan Dariusz.
Upadek okazał się fatalny w skutkach. Doszło do złamań, a nerki i wątroba odmówiły pracy. W organizm wdało się zakażenie. Lekarze musieli amputować panu Dariuszowi nogę. - Odsłoniłem kołdrę i widziałem, że całe łóżko było zakrwawione - opowiada mężczyzna. O powrocie do zawodu nie było mowy. W dodatku pół roku później doszło do drugiej amputacji. - Najgorsze były pierwsze cztery miesiące. To był taki etap izolacji, zamknięcia się, żeby nikt nie patrzył, żeby się z nikim nie spotkać. Odsunięcie wszystkich znajomych, przyjaciół i zostawienie mnie samego sobie z własnymi myślami, samego z myślami - mówi pan Dariusz.
Wielka determinacja
Mężczyzna jednak się nie poddał. Pomimo ogromnego bólu, który towarzyszy mu do tej pory każdego dnia, skończył dwa kierunki studiów, napisał doktorat, jest wykładowcą i szkoleniowcem. - Umiał na chłodno przekalkulować swoje życie i wziąć się za siebie. Wymyślić sposób na siebie i brnąć w to, i się nie poddawać - podkreśla Bartłomiej Domagała, przyjaciel pana Dariusza i ratownik medyczny.
Niestety, wózek powoduje wiele ograniczeń, których mężczyzna nie jest w stanie pokonać. - Przychodzą takie sytuacje, gdzie jest mi trudno wstać, jest mi trudno się przesiąść z fotela na wózek i tutaj ta pomoc jest jak najbardziej wskazana. Ale to jest ta niemoc jakby fizyczna - wyjaśnia. Cała sytuacja odcisnęła się też na psychice mężczyzny. - Zakładam maskę, jeżeli jadę do pracy. Nie okazuje tego, co się dzieje w środku. Inaczej jest, jeżeli wracam do domu, zamykam drzwi, jestem w pokoju, tę maskę ściągam. To jest w zupełności co innego. (...) Tam pozostaje ból. Ból jest. Czasami są łzy, jeżeli nikt nie widzi. Tęsknota jest ze względu na to, że porównuję sytuacje, która jest, która była. Wybiegam trochę w przyszłość, ale widzę, że przyszłościowo zawsze jest jakieś takie ograniczenie, które jest i które będzie - dodaje.
Nadzieję na normalność dają protezy, na które pana Dariusza nie stać - pomimo tego, że pracuje. - Jest bardzo pracowitym i rzetelnym człowiekiem, ale nie jest w stanie zarobić tyle, nawet pracując 24 godziny na dobę, zarobić na te rzeczy. One są bardzo, bardzo drogie - wyjaśnia Małgorzata Pelczar, przyjaciółka i pracodawca pana Dariusza.
Protezy kosztują dokładnie 380 tysięcy złotych. W internecie prowadzona jest zbiórka. - Muszą to być rzeczywiście bardzo specjalistyczne protezy, które same będą trzymać jego pion, wychylenia i na dodatek muszą mieć mechaniczne części. Czyli w zasadzie tam w każdym stawie, czyli w stawie skokowym, kolanowym, tych protez, są silniczki, które pracują niezależnie - tłumaczy doktor Grzegorz Matyjaszczyk.
- On chce teraz do tej sprawności wrócić. Intelektualnie, zawodowo, z wykształcenia Darek jest na najwyższym poziomie. Po prostu potrzebuje protez - dodaje Małgorzata Pelczar. Pan Darek chce być jak najbardziej samodzielny. Każdy postęp dla niego jest kolejną motywacją. - Największa radość, która wówczas w tym okresie była, jeżeli dostosowałem sobie samochód, mogłem sobie sam wyjechać. Tam się łzy pojawiły radości - opowiada pan Dariusz, który przyznaje, że jego marzeniem jest podnieść się z wózka.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24