Kamala Harris i Donald Trump kończą swoje kampanie wyborcze. To właśnie głosy mieszkańców tzw. stanów wahających się, jak Arizony, Georgii czy Karoliny Północnej, zdecydują, kto będzie urzędował w Białym Domu. Jakie argumenty mogą przekonać na ostatniej prostej? Demokraci zorganizowali kampanijne rodeo, a sztab Donalda Trumpa postanowił wciągnąć w swoją kampanię osoby niebinarne i transpłciowe.
Od przysypanej już śniegiem Alaski, przez Nebraskę, gdzie głosować można, nawet nie wychodząc z auta, aż po wybrzeża Atlantyku - Amerykanie ustawiają się w długich kolejkach do lokali wyborczych, bo trwa tam tak zwane wczesne głosowanie.
- To ważne, żeby wziąć udział we wczesnym głosowaniu, bo pokazuje to, że chcemy oddać głos tak szybko, jak to możliwe, i że na serio podchodzimy do tego, kto wygra - mówi Hannah Burgess, mieszkanka Hiawassee w Georgii.
Padają już frekwencyjne rekordy, choć jednocześnie sztaby na ostatniej prostej próbują przekonać nieprzekonanych. W Arizonie, która jest jednym z kluczowych stanów tych wyborów, demokraci zorganizowali kampanijne rodeo. - Uważam się za demokratę, ale skłaniałam się ku republikanom. Jestem zszokowana jak wielu demokratów wokół mnie - na przykład moja rodzina - chce zagłosować na republikanów. Ciągle mi powtarzają: "głosuj na Trumpa. Głosuj na Trumpa" - mówi Frances Sanchez, mieszkanka Phoenix w Arizonie.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: "Jeśli wygramy w tym stanie, wygramy całe wybory". Wiece Trumpa i Harris w tym samym mieście
Nie tylko wybór jest trudny, gdzieniegdzie dotarcie do lokalu wyborczego już jest wyzwaniem. Karolina Północna wciąż mierzy się ze skutkami huraganu Helena. Na ulicach zalega gruz, a w punktach wyborczych są na przykład problemy z kanalizacją.
- Nasze ekipy pracują w trybie zmianowym od 5 do 6 godzin. Ci ludzie muszą mieć dostęp choćby do toalety. Zapasy wody są też ważnym aspektem. Ale na szczęście wszystko udało nam się zorganizować i mamy dużo kontenerów - informuje Teri Gentile, komisarz wyborcza w Asheville w Karolinie Północnej.
Walka o głosy rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej
Dla wyborców, którzy są rdzennymi mieszkańcami Ameryki Północnej, nadal najtrudniejsza jest krwawa historia tych terenów i zaufanie któremukolwiek z kandydatów. - Proszenie rdzennych mieszkańców o oddanie głosu jest naprawdę poważną prośbą. Wiemy, do czego zdolny jest rząd Stanów Zjednoczonych i jednocześnie ten rząd nigdy nie wziął odpowiedzialności za wszystkie okropne rzeczy, które zrobił rdzennym Amerykanom - mówi Gabriella Cazares-Kelly, przedstawicielka społeczności rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej.
CZYTAJ TAKŻE: Nowe sondaże z USA. "Pas rdzy" za Harris, ale jej droga do wygranej "coraz trudniejsza"
W aspekcie wyborów to ważna grupa etniczna, bo w całych Stanach żyje około 8 milionów wyborców, którzy są rdzennymi mieszkańcami Ameryki. A za sprawą politycznej retoryki - która uwypuklała różnice i podziały - kwestie rasowe, religijne oraz światopoglądowe - stały się osią tej kampanii. Dlatego tak politycznie nośnym tematem stała się wojna na Bliskim Wschodzie.
- Jako amerykański muzułmanin, a dokładnie Amerykanin o palestyńskich korzeniach, jestem wysoce rozczarowany. Wygląda na to, że żadna z partii tak naprawdę nie jest zainteresowana powstrzymaniem ludobójstwa - wyznaje Mahmoud Ali, mieszkaniec Waszyngtonu.
"Ciasteczkowy sondaż"
Sztab Trumpa tuż przed dniem wyborów postanowił jeszcze bardziej pogłębić podziały - tym razem wciągając w kampanię osoby niebinarne i transpłciowe. Republikanie wypuścili spot, w którym kontrastowo stwierdzono, że Kamala Harris jest dla tych, którzy używają neutralnych płciowo zaimków, kiedy to Donald Trump ma być po prostu dla ciebie. - Jestem osobą niebinarną i używam właśnie tych zaimków, wiec ten spot jest dla mnie dość komiczny. W pewien dziwny sposób jest to nawet afirmujące - ocenia Clay Ihle z Michigan.
ZOBACZ TEŻ: To "może być jedna z decydujących kwestii" dla Trumpa. Dotychczas większość głosów oddały kobiety
W cukierni w Ohio próbują nabrać trochę dystansu do poważnych kampanijnych sporów, choć wybory i tam wkroczyły. Od lat organizowany jest tam ciasteczkowy sondaż. Kupić można ciasteczka z podobiznami kandydatów lub wybrać wariant niezadeklarowany. Każde ciasteczko liczy się tam jako głos. - Robimy ten ciasteczkowy sondaż od 40 lat i najlepsze jest to, że w 9 na 10 przypadków dobrze przewidzieliśmy wynik wyborów - mówi Dan Busken, właściciel cukierni.
W tym roku znaczącą przewagę ma Donald Trump, ale ciasteczkowy wynik może nie przełożyć się na prawdziwe poparcie, bo do udziału w tym sondażu w mediach społecznościowych zachęcał Elon Musk, który otwarcie wsparł kandydata republikanów.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: PAP/EPA/ERIK S. LESSER