Kiedy premier informował o dymisji Adama Niedzielskiego, nie odniósł się do istoty sprawy, która pogrążyła byłego już ministra. Szef rządu wspomniał jedynie o błędzie. Więcej mówił o kampanii i kłamstwach mediów. "Fakty" TVN i TVN24 podawały prawdziwe, sprawdzone informacje. Kłamcą nie jest też lekarz, który wypowiedział się dla "Faktów" TVN i którego wrażliwe, medyczne dane ujawnił potem Adam Niedzielski.
O problemach z wystawianiem e-recept na leki przeciwbólowe i psychiatryczne w materiale "Faktów" TVN 3 sierpnia mówili lekarze i pacjenci. Mówił o tym też lekarz Piotr Pisula ze Szpitala Miejskiego imienia Franciszka Raszei w Poznaniu. Po jego wypowiedzi minister zdrowia Adam Niedzielski zarzucił w piątek 4 sierpnia Piotrowi Pisuli kłamstwo. Na dowód podał, że lekarz sam sobie wystawił receptę na lek z grupy psychotropowych i przeciwbólowych.
Za lekarzem murem stanęła Naczelna Rada Lekarska. Zapowiedziała zawiadomienie do prokuratury i oświadczyła, że nie widzi możliwości dalszej współpracy z ministrem Niedzielskim. - W takim systemie boimy się leczyć naszych pacjentów, boimy się, że nasze recepty staną się publiczne, a przez to, że będą orężem walki politycznej - mówił 5 sierpnia Łukasz Jankowski, prezes Naczelnej Rady Lekarskiej.
Adam Niedzielski szedł w zaparte. W kolejnym oświadczeniu napisał, że działał w obronie dobrego imienia Ministerstwa Zdrowia i w obronie interesów pacjenta. Twierdził, że nie naruszył żadnych przepisów, a problemu z brakiem możliwości wystawiania recept nie ma.
- Czym innym jest wystawianie recepty pro auctore, czyli samemu dla siebie, z punktu widzenia tego systemu, czym innym dla pacjentów - zaznacza Piotr Pisula.
W "Faktach po Faktach" 6 sierpnia lekarz opisał, jak to wszystko wyglądało. - W środę, kiedy wystąpił problem braku możliwości wystawiania recept, który wystąpił u mnie na oddziale, który wystąpił na innych oddziałach mojego szpitala, ja miałem dyżur. Od rana byłem na bloku operacyjnym. Po południu próbowałem wystawić recepty pacjentom, którzy następnego dnia mieli wyjść i moje koleżanki, moi koledzy z oddziału nie mogli tych recept wystawić. Następnie w czwartek rano po tym dyżurze spotkałem się z państwem i mówiłem o tym, że nie mogę tych recept wystawić. Dopiero później wystawiłem receptę dla siebie - mówił Piotr Pisula.
Chodziło receptę z lekiem, którą minister opisał jako lek z grupy psychotropowych i przeciwbólowych. - Lek, o którym mówimy, to jest lek przeciwbólowy, paracetamol z tramadolem, nie jest to lek na choroby psychiczne - mówił 6 sierpnia Piotr Pisula.
Zrzucanie odpowiedzialności
Głos w sprawie zabrał też rzecznik Ministerstwa Zdrowia. - Cała sytuacja zrodziła się z kłamstwa i z wprowadzenia w błąd opinii publicznej - zapewniał 7 sierpnia Wojciech Andrusiewicz. Jednak rzecznik sam przyznał, że problemy były. Poinformował o możliwości wprowadzenia karencji w stosowaniu nowych przepisów na wystawianie e-recept. - Dotyczy to szpitali, ponieważ tam odnotowaliśmy problemy z systemem informatycznym tych placówek - wyjaśniał.
Mimo to cały czas lekarzowi z Poznania zarzucane było kłamstwo. - Minister Niedzielski, spanikowany tą sytuacją, do której sam doprowadził, a o której wcześniej informowali lekarze, dotyczącą problemów z wystawianiem e-recept, chciał się po prostu zemścić na jednym z lekarzy - przekonywał 7 sierpnia Dariusz Joński z Inicjatywy Polska.
Posłowie Koalicji Obywatelskiej w czasie kontroli w Ministerstwie Zdrowia próbowali ustalić, w jaki sposób Adam Niedzielski dotarł do informacji o recepcie, jaką sobie wystawił Piotr Pisula. Polecenie sprawdzenia lekarza miało pójść od samego ministra. - Zostały panu ministrowi Niedzielskiemu dane lekarza i informacje o substancjach, które sam sobie zapisał, przekazane poprzez komunikator WhatsApp - poinformował 7 sierpnia Michał Szczerba z PO. W sprawę zaangażowani mieli być ważni urzędnicy.
- Mamy do czynienia z ujawnieniem informacji pozyskanej w drodze czynności służbowej bez podstawy prawnej - oceniał 7 sierpnia Arkadiusz Szymański, adwokat.
Mimo to rządzący nie mieli ministrowi nic do zarzucenia, a winę próbowali zrzucić na TVN. Na konferencji prasowej 8 sierpnia, pytany przez reporterkę TVN24 o sprawę ujawnienia danych lekarza przez Niedzielskiego rzecznik PiS Rafał Bochenek przekonywał, że "rolą instytucji publicznych jest stanie na straży prawdy". - Jeżeli państwo podajecie nieprawdziwą informację, która ma dezinformować społeczeństwo w zakresie dostępności do możliwości wystawiania recept i dostępności od poszczególnych leków, to rolą instytucji publicznych jest prostowanie tych informacji - przekonywał.
Chociaż w ocenie PiS-u winny był TVN, problem z receptami cały czas był, o czym mówili lekarze w materiale "Faktów" TVN z 7 sierpnia.
Ostatecznie premier we wtorek, 8 sierpnia ogłosił dymisję Adama Niedzielskiego. - Czas kampanii wyborczej to szczególny czas. To taki okres, w którym musimy być szczególnie wrażliwi na jakikolwiek błąd, na jedno słowo za dużo - stwierdził przy tym Mateusz Morawiecki.
- Stało się coś dobrego dla polskiego pacjenta. Stało się coś dobrego dla polskiego obywatela. Ta osoba dzisiaj w jakiś sposób wydaje się, że doświadczona naturalnych konsekwencji tego zachowania, które wydaje się nieakceptowalne - ocenia Piotr Pisula.
Mimo dymisji ministra Niedzielskiego lekarze cały czas mają obawy, do czego może posunąć się władza. Szczególnie w sytuacji, kiedy trwa kampania wyborcza. - Mamy w tej chwili duży znak zapytania, czy te wszystkie dane, wszystkie informacje, które są zawarte w dokumentacji medycznej, która jest dokumentacją elektroniczną, nie będzie mogła być upubliczniana - przyznaje profesor Andrzej Matyja ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Fakty po Południu TVN24