W sobotę Ministerstwo Zdrowia poinformowało o 2367 nowych przypadkach zakażenia koronawirusem. Resort przekazał także informację o śmierci 34 osób, a wśród nich o 36-latku, który nie miał żadnych chorób współistniejących. Epidemia COVID-19 przybiera na sile.
Od soboty na terenie całego Sopotu trzeba nosić w maseczkę, nawet w trakcie biegania czy spaceru z psem. Wszystko dlatego, że miasto trafiło do czerwonej strefy.
- Przyjechałam i nie jestem zachwycona, że trafiłam tutaj na czerwoną strefę, ale trzeba się dostosować - mówi jedna z turystek, która odwiedziła Sopot.
Mieszkańcy 16 innych powiatów również muszą dostosować się do dodatkowych obostrzeń - w tym z powiatu tatrzańskiego, działdowskiego czy białostockiego, bo liczba nowych przypadków niestety kolejny dzień rośnie. Resort zdrowia poinformował w sobotę o 2367 nowych potwierdzonych przypadkach zakażenia SARS-CoV-2. To najwyższy dobowy bilans od początku pandemii.
Ministerstwo w sobotę przekazało również informację o śmierci 34 osób, w tym o śmierci 36-latka z Warszawy, który nie miał żadnych chorób współistniejących.
Z danych przekazanych przez resort zdrowia wynika, że w ciągu ostatniej doby przeprowadzono ponad 30 tysięcy testów na obecność koronawirusa. Kolejki są również do punktów, w których można się przebadać prywatnie.
- Epidemia będzie trwała aż do wystąpienia tak zwanej odporności stadnej, czyli do nabycia odporności przez 50-70 procent społeczeństwa - wyjaśnia mikrobiolog Tomasz Ozorowski.
"Nie chcielibyśmy powtórki z Włoch"
W Polsce obserwuje się również wzrost liczby pacjentów w ciężkim stanie. Obecnie zajętych jest ponad 2800 łóżek dla pacjentów zakażonych koronawirusem.
- Nie chcielibyśmy powtórki z Włoch czy Hiszpanii, kiedy nie było, gdzie tych chorych kłaść, i nie miał się kto nimi zajmować. Tego się boimy. Każdemu chodzi o to, żeby tę krzywą wypłaszczać po to, żeby każdy, kto zachoruje, miał szansę na dobrą opiekę medyczną - podkreśla dr n. med. Joanna Jursa-Kulesza, mikrobiolog z Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego.
Przy rosnącej liczbie przypadków zakażeń SARS-CoV-2 wzrosło też zapotrzebowanie na respiratory. Obecnie zajętych jest 179 respiratorów.
- Te przypadki, które w tej chwili są diagnozowane przez lekarzy rodzinnych, to są osoby, które trafią pod respirator - o ile w ogóle trafią - za tydzień czy za dziesięć dni. Czyli ten duży wzrost liczby osób wymagających wsparcia oddechowego będzie widoczny za kilka czy kilkanaście dni - ocenia specjalista profilaktyki zakażeń Paweł Grzesiowski.
Tutaj należy zwrócić uwagę, że pacjent z COVID-19 spędza w szpitalu nie od 3 do 4 dni, ale często znacznie więcej - do kilku tygodni.
Problemy na oddziałach
Powodów do niepokoju lekarze mają teraz dużo więcej. - Zauważamy małą liczbę anestezjologów, którzy pracują na oddziałach, małą liczbę pielęgniarek anestezjologicznych, małą liczbę diagnostów laboratoryjnych - wskazuje Paweł Doczekalski z Komisji Młodych Lekarzy Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie.
Medyków może zabraknąć również z powodu samego koronawirusa. Dane Ministerstwa Zdrowia mówią o tysiącach zakażonych lekarzy, pielęgniarek, ratowników, położnych czy dentystów. To ostatni dzwonek na zmianę naszych zachowań - mówią specjaliści.
- To nie minister, nie premier, nie konsultant wojewódzki nas zakaża, tylko zakażamy się wzajemnie - zwraca uwagę doktor Joanna Jursa-Kulesza.
A takiej zwykłej odpowiedzialności nadal często brakuje, co widać na ulicach.
- Lokalne ograniczenia nie są po to, żeby ograniczać, tylko żeby nie dopuścić do sytuacji, w której rozleje się dużym strumieniem ta epidemia po całej Polsce - mówi profesor Krzysztof Pyrć z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.
Dane są alarmujące, bo szybko przybywa zakażeń w dużych miastach. W Krakowie to 60 przypadków, w Warszawie w granicach 130 na dobę.
Autor: Aleksandra Kąkol / Źródło: Fakty po południu TVN24