Przed Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi protestują matki niedopuszczane do dzieci. Powodem jest COVID-19 i problemy lokalowe. Szpital boi się zakażeń. Wcześniaki i inne dzieci leżą na oddziałach neonatologii i intensywnej terapii, a matki miesiącami koczują pod oknami i przekonują, że są dzieciom potrzebne.
- (Czuję - przyp. red.), że moje dziecko nie rozwija się tak, jakby mogło się rozwijać, że nie mogę go dotknąć, że nie mogę wziąć na ręce - mówi matka, która niemal od porodu nie widziała swojego pięciotygodniowego syna.
- W innych szpitalach w Polsce jest to możliwe. Szpitale w Warszawie. Na ulicy Karowej, Instytut Matki i Dziecka, Centrum Zdrowia Dziecka. Wszystkie te szpitale mają regularne odwiedziny i to są odwiedziny albo codziennie, albo co drugi dzień - wymienia kobieta.
Pomimo wielu próśb, telefonów i pism Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi do szpitala nie wpuszcza matek. Dlatego protestują.
- Moje dziecko jest już tutaj 131 dni. Jest od końca maja - opowiada jedna z matek i dodaje, że swoje dziecko widziała dotąd tylko siedem razy.
- Od 3,5 miesiąca nie jestem w stanie zobaczyć własnej córki i od 3,5 miesiąca żyję w wymuszonej separacji - mówi jeden z ojców.
Rzecznik szpitala tłumaczy, że rodzice, by widzieć dzieci, mogą zamieszkać w oddziałowym hotelu. Ten jednak mieści jedynie 34 osoby i jest już pełny.
- Dla ich dobra podejmujemy takie kroki, które - po pierwsze - mają uchronić dzieci przed infekcją koronawirusem, a po drugie mają im zapewnić bezpieczeństwo - wyjaśnia Adam Czerwiński z Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi.
"Nie możemy na to pozwolić"
Eksperci podkreślają jednak, że obecność matki w pierwszych tygodniach życia jest kluczowa dla prawidłowego rozwoju dziecka.
- Nie trzeba być psychologiem, żeby zrozumieć, co czuje taki wcześniak. On się czuje porzucony. On nie wie, co się dzieje z mamą. On nie wie w ogóle, co to znaczy 10 dni. Dla niego to jest po prostu całe jego życie i nie możemy na to pozwolić jako dorośli - mówi Joanna Pietrusiewicz z Fundacji "Rodzić po Ludzku".
- Dostałam wiadomość od mamy, której dziecko leżało w szpitalu od początku pandemii. Niestety, w zeszłym tygodniu umarło. Widziała je przez siedem miesięcy dwa razy, a koniec końców umarło - opowiada jedna z kobiet.
"Walczcie ze wszystkich sił. Krzyczcie, płaczcie, róbcie co się da. A wiecie dlaczego? Bo gdy dowiecie się, że coś się stało z dzieckiem, będą wyrzuty sumienia! Zawsze byłam miła, kulturalna, bo tak wypada! I co? Rzucili mi trzy kartki papieru. Worek ubrań jak śmieci i powiedzieli, że to wszystko! Do widzenia! Teraz płaczę, wyję, że nie było mnie przy Nim! Nie było, a On czekał tylko na mnie" - brzmi wpis jednej z matek.
Po spotkaniu z jedną z matek dyrektor szpitala obiecał, że udostępni kilka łóżek dla rodziców, którym bardzo zależy na kontakcie z dzieckiem. Ostateczna decyzja ma zapaść w poniedziałek.
Autor: Magda Łucyan / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24