Po autostradach można jechać szybko, ale trzeba umieć. Inaczej robi się niebezpiecznie. Są kierowcy, którzy nagle się zatrzymują, bo pomylili zjazdy. Inni zawracają i jadą pod prąd. Niektórzy nie mają w ogóle prawa jazdy.
Było o krok od wypadku. Kierowca forda na autostradzie A6 zatrzymał się na lewym pasie, bo przegapił zjazd. Reakcja jadącego za niedzielnym kierowcą pana Kacpra na szczęście była błyskawiczna. - Jechałem z dosyć dużą prędkością, jak to na autostradzie, no i trzeba było zahamować do zera. Zatrzymałem się metr przed tym autem i kolejni kierowcy również praktycznie na mnie wpadli - wspomina Kacper Szala.
Przy prędkości, jaką można rozwinąć na autostradzie, cała sytuacja mogła skończyć się tragicznie. Takie zachowania są niedopuszczalne - oceniają eksperci. - To jest dramat. Ani autostrada, ani drogi szybkiego ruchu, nie są miejscem do parkowania czy zatrzymywania się. W tym wypadku tamten kierowca miał wielkie szczęście, że przeżył - ocenia Mariusz Podkalicki z Akademii Bezpiecznej Jazdy.
Dopiero, kiedy kierowcy na prawym pasie zorientowali się, co się dzieje, kierujący fordem zjechał z autostrady przez obszar wyłączony z ruchu. - To patologiczne zachowanie i trzeba takie tępić - uważa Kacper Szala, który nagranie ze zdarzenia przekazał policji.
Alarmujące dane
W Rawie Mazowieckiej na dwupasmowej trasie ekspresowej 72-latek jechał pod prąd. Grozi mu nawet trzydzieści tysięcy złotych kary. Słono zapłaci także także 21-latek, który pomylił zjazdy i postanowił zawrócić na autostradzie. Jechał bez uprawnień. - Zdarzają się sytuacje, że możemy przespać moment zjazdu, ale to już musimy wziąć na klatę. To już bierzemy na siebie. Za kilometr, dwa kilometry, może 30 kilometrów, będzie następny zjazd, (...) ale wykonywanie takiego manewru to jest zakazane, niedozwolone, no, głupota totalna - mówi Mariusz Podkalicki.
W tych wszystkich sytuacjach na szczęście nikomu nic się nie stało. Jednak nie zawsze tak jest. Tylko w 2022 roku na autostradach i ekspresówkach w Polsce doszło do 786 wypadków, w których ranne zostały 1024 osoby. Zginęło 141 osób. - Do tych zdarzeń nie dochodzi często, ale jeżeli dochodzi do wypadku, to skutki są opłakane, bądź też dochodzi do karambolu - wyjaśnia Marek Konkolewski, były policjant.
Jeździmy za szybko i często na tak zwanym "zderzaku". - Jeżeli poruszamy się z prędkością rzędu 180 km/h, to w ciągu jednej sekundy pokonujemy odległość aż 50 metrów. Raz, dwa, trzy, już przejeżdżamy już 150 metrów - tłumaczy Marek Konkolewski. Dlatego tak ważne jest zachowanie odpowiedniej odległości od poprzedzającego samochodu. Przy 100 km/h powinno to być 50 metrów.
- W motoryzacji, podobnie jak w lotnictwie czy kolejnictwie, nie ma nic gorszego niż rutyna. Rutyna nas gubi najczęściej. Jeżeli traktujemy dany odcinek drogi jako taką oczywistość, czyli że droga mnie poprowadzi, ja się nie muszę koncentrować, to robimy wtedy bardzo dziwne i głupie rzeczy - ostrzega Adam Kornacki, dziennikarz TVN Turbo.
Brak wyobraźni
Kierowcom brakuje też po prostu koncentracji. Samochód na Piotrkowskiej w Łodzi zaczął zjeżdżać bez kierowcy w środku. Na szczęście jadący obok rowerzysta zobaczył, że coś jest nie tak. - Zauważyłem, że samochód porusza się tak, jakby chciał się włączyć do ruchu. Najpierw się z nim zrównałem, później go prześcignąłem i zobaczyłem, że nie ma w nim kierującego, i postanowiłem coś z tym faktem zrobić, więc położyłem rower i zacząłem działać - mówi Szymon.
Kierowca samotnie jeżdżącego samochodu akurat jadł obiad w restauracji obok. Zapomniał zaciągnąć hamulec ręczny. - Po wyjściu z lokalu gastronomicznego sam był bardzo przestraszony całą sytuacją, ponieważ chyba nawet twierdził i myślał, że pojazd został mu skradziony, i sam chciał dzwonić na numer alarmowy 112 - mówi mł. asp. Kamila Sowińska, oficer prasowy Komendy Miejskiej Policji w Łodzi.
Wsiadając za kierownicę, musimy być bardzo ostrożni, bo odpowiadamy nie tylko za siebie.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24