Przepisy o wspomaganym umieraniu właśnie zostały przegłosowane przez brytyjską Izbę Gmin. Przed ustawą jeszcze długa droga, ale zwolennicy przepisów mówią o uldze i nadziei, że prawo zostanie zmienione. Wspomagane umieranie to procedura, w której śmiertelnie chory pacjent sam podaje sobie środek powodujący zgon. Medycy tylko uczestniczą w przygotowaniach.
To przepisy o najtrudniejszym momencie w życiu, stąd przed brytyjskim parlamentem obok radości były też łzy, kiedy deputowani Izby Gmin przegłosowali ustawę o wspomaganym umieraniu.
- Widziałam cierpienie mojego partnera, który umierał w krzykach i męczarniach z powodu raka kości. Dla niego i dla innych muszę wspierać te przepisy. I również dla siebie. Mam raka. Też z przerzutami na kości. I boję się, jak to może się u mnie skończyć - mówi Jenny Carruthers.
Stosunkiem głosów 330 do 275 przepisy skierowano do dalszych prac.
Podziały nie przebiegały zgodnie z partyjnymi barwami
- Byłam zdumiona liczbą osób, które skontaktowały się ze mną, żeby opowiedzieć mi o swoich nieuleczalnie chorych bliskich, którzy z desperacji zagłodzili się na śmierć. Trwa to znacznie dłużej, niż można sobie wyobrazić, a dla osób z otoczenia jest czymś przerażającym. Jest to obecnie zgodne z prawem i lekarze mają obowiązek pomagać pacjentowi w tej agonii. Jak można godzić się na to i nie godzić się na pełną współczucia i humanitarną śmierć? - pytała w trakcie parlamentarnej debaty Kim Leadbeater, wnioskodawczyni ustawy z Partii Pracy.
Przeciwnicy podnosili, że na chorych może być wywierana presja, żeby przyspieszyli swoją śmierć. Wskazywali, że należy ulepszyć opieką paliatywną oraz zreformować system ochrony zdrowia.
CZYTAJ TAKŻE: Brytyjski parlament decyduje o wspomaganym umieraniu
- Moja córka Maria od urodzenia żyła z poważną niepełnosprawnością i problemami zdrowotnymi. Wiele razy mówiono nam, że zostało jej tylko sześć miesięcy życia. Żyła 27 lat. Maria nie mówiła. Jestem przepełniona strachem o osoby takie jak moja córka. O osoby, które nie mówią i nie są otoczone opieką ani miłością - mówiła podczas debaty Mary Foy z Partii Pracy.
W trakcie ponad czterogodzinnej debaty podziały nie przebiegały zgodnie z partyjnymi barwami. Przeciw przepisom głosowali politycy Partii Pracy, ale na przykład Rishi Sunak, były premier z Partii Konserwatywnej, opowiedział się za.
- Jestem osobą, która zmieniła zdanie. Wierzę w świętość życia, ale jestem też przeciwnikiem tortur i cierpienia u schyłku życia, dlatego też zamierzam głosować za i skierować ustawę do drugiego czytania - mówił w Izbie Gmin David Davis z Partii Konserwatywnej.
Dwie trzecie Brytyjczyków popiera takie rozwiązanie
Według badań dwie trzecie Brytyjczyków uważa, że możliwość wspomaganego umierania powinna być legalna. Poparcia udzielają nawet niektórzy chrześcijańscy duchowni.
- Odczuwam ogromną ulgę. Wśród nas jest tak wielu ludzi, którzy mają nadzieję, że być może nie będą musieli cierpieć tak, jak w przeszłości cierpieli ich bliscy. To może przynieść tylko pozytywny rezultat. Mam wrażenie, że parlament w końcu wysłuchał woli obywateli - komentuje ks. Valerie Plumb z diecezji Oksfordu Kościoła Anglii.
Przed budynkiem parlamentu zgromadzili się też przeciwnicy przepisów.
- Dla mnie jako chrześcijanki jest to po prosu morderstwo. W Piśmie czytamy: nie zabijaj. Piąte przykazanie brzmi nie zabijaj - wskazywała Maureen Martin, jedna z przeciwniczek przepisów - Musimy naprawić opiekę społeczną, system ochrony zdrowia oraz medycynę paliatywną. Nie możemy niszczyć relacji pacjentów z lekarzami - wtórował jej John Smith.
Wspomagane umieranie różni się od eutanazji tym, że to sam pacjent podaje sobie środek, który powoduje śmierć. Medycy uczestniczą tylko w przygotowaniach do procedury. Brytyjskie przepisy zakładają szereg warunków.
Kto się kwalifikuje do procedury?
Taką możliwość mogą mieć tylko osoby pełnoletnie i śmiertelnie chore, którym pozostało nie więcej niż pół roku życia. Przepisy mają obowiązywać tylko w Anglii i Walii, a pacjent musi znajdować się pod opieką lokalnego lekarza rodzinnego przez co najmniej 12 miesięcy. Taka osoba musi być zdolna intelektualnie do wyrażenia jasnej i jednoznacznej woli, będąc wolna od przymusu i nacisków. Musi wyrazić taką decyzję dwukrotnie. Następnie prośba weryfikowana jest przez dwóch niezależnych lekarzy, po czym wniosek trafi do Sądu Najwyższego. Po decyzji sądu musi nastąpić dwutygodniowy okres, w którym pacjent wciąż może zmienić swoje zdanie. Karane więzieniem byłoby jakiekolwiek podżeganie do wykonania procedury.
- Z ogromnym szacunkiem odnoszę się do ludzi, którzy są przeciwni, bo zapewne w ich sercach są ku temu powody. Ale tu zawsze chodziło o wybór. Oni nadal go mają, i my teraz też będziemy go mieć - mówi Hilary Hare Duke.
Ustawa przez najbliższe kilka miesięcy będzie procedowana w parlamentarnych komisjach. Przepisy mogłyby wejść za dwa lata.
ZOBACZ TEŻ: Lekarz z Ukrainy usłyszał zarzut zabójstwa 86-latka. Zawiadomienie złożył jego kolega z pracy - Mogłabym skorzystać z pomocy zagranicznej organizacji, ale jest w tym coś bardzo przygnębiającego - to jak umieranie na wygnaniu. Byłabym sama, bo ze względów prawnych, mój partner nie mógłby mi towarzyszyć. Mogłabym sama sobie, tutaj, odebrać życie, ale wtedy skazuje moich rodziców na znalezienie mnie. A co jeśli mi się nie powiedzie? Z takimi myślami się mierzysz, kiedy chorujesz na stwardnienie rozsiane - mówi Sophie Korevaar, chora na stwardnienie rozsiane.
Wspomagane umieranie jest możliwe w kilku krajach na świecie: w Austrii, Nowej Zelandii czy w Kanadzie, gdzie stanowi cztery procent zgonów rocznie. Jako pierwsza taką możliwość wprowadziła Szwajcaria w 1942 roku.
Jeśli doświadczasz problemów emocjonalnych i chciałbyś uzyskać poradę lub wsparcie, tutaj znajdziesz listę organizacji oferujących profesjonalną pomoc. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia zadzwoń na numer 997 lub 112.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Reuters