Były dotacje, jest wezwanie do zwrotu pieniędzy. Ponad dwa miliony złotych muszą oddać niektóre organizacje, którym środki przyznał Narodowy Instytut Wolności. Nadzorował go ówczesny minister kultury i dziedzictwa narodowego Piotr Gliński. Audyt wykazał wiele nieprawidłowości. Dotacje często trafiały do organizacji powiązanych z politykami PiS-u. Zwolnionych zostało 700 ekspertów Instytutu, nominowanych przez Piotra Glińskiego.
Miliony złotych, setki organizacji pozarządowych i jeden Narodowy Instytut Wolności, a w nim - zamiast przejrzystych zasad - szereg nieprawidłowości. Wykazały je zlecone przez obecne władze Instytutu kontrole dotacji udzielonych organizacjom i stowarzyszeniom przed 13 marca 2024 roku.
- Około dwóch milionów złotych to jest ta kwota, o którą Narodowy Instytut Wolności zwrócił się już do beneficjentów o zwrot w związku z wydatkowaniem tych środków niezgodnie z ich przeznaczeniem, niezgodnie z zawartymi umowami, ale to jest tylko jeden z aspektów, ponieważ około pięciu milionów złotych to jest ta kwota, która została, że tak powiem, wstrzymana - mówi Marek Krawczyk, wiceminister do spraw społeczeństwa obywatelskiego.
ZOBACZ TEŻ: Konkurs Narodowego Instytutu Wolności. Jak wybrano beneficjentów "zgodnie z polityką rządu"
Pół miliona złotych zwrócić musi Fundacja Dumni z Elbląga, beneficjent tego, co media i politycy nazwali programem willa plus. Pieniądze oddać ma także między innymi Fundacja Polska Wielki Projekt. W jej radzie programowej zasiada były minister kultury i polityk Prawa i Sprawiedliwości Piotr Gliński. To on nadzorował Narodowy Instytut Wolności, z którego w latach 2019-2021 Fundacja Polska Wielki Projekt otrzymała milion 300 tysięcy złotych.
- Kompletnie mnie to nie dziwi, bo ja już nie znajduję instytucji czy miejsca za rządów PiS-u, gdzie byłyby przestrzegane procedury albo nie byłyby w błoto wywalane pieniądze publiczne - komentuje Mariusz Witczak, poseł Koalicji Obywatelskiej.
Komisja konkursowa zmieniała ocenę ekspertów, opierając się o nielegalne kryteria
W Instytucie stworzona została lista ekspertów, którzy przychylnym okiem spoglądać mieli na projekty składane przez powiązane z Prawem i Sprawiedliwością organizacje.
- Jeżeli mimo to wniosek nie uzyskał wystarczającej ilości punktów, żeby dostać dofinansowanie, to komisja konkursowa zmieniała ocenę ekspertów, mimo że opierała się o pozaustrojowe, nielegalne kryteria - tłumaczy Michał Braun, nowy dyrektor Narodowego Instytutu Wolności.
Sam Michał Płatek, działacz Prawa i Sprawiedliwości i asystent Piotra Glińskiego, ocenił rekordową liczbę 802 wniosków. Średnia na eksperta to kilkadziesiąt projektów.
- Osoba, która bezpośrednio współpracuje z ministrem nadzorującym Narodowy Instytut Wolności, jest w nim zatrudniona, a jednocześnie ocenia granty i wszystkie wnioski, które organizacje pozarządowe składały, no, mówimy tu o wielu, wielu nadużyciach i piętrowym konflikcie interesów - ocenia Marek Krawczyk.
Instytut zwolnił 700 ekspertów powołanych przez Piotra Glińskiego
Po stwierdzonych nieprawidłowościach Narodowy Instytut Wolności zwolnił 700 ekspertów powołanych przez ministra Piotra Glińskiego.
- Został uruchomiony nowy konkurs, także dzisiaj chciałbym zaprosić wszystkie osoby związane z organizacjami pozarządowymi, ze środowiskiem naukowymi, z samorządem, do zgłaszania się - mówi Marek Krawczyk.
Politycy Zjednoczonej Prawicy przeprowadzane teraz kontrole i audyty odbierają jako przykrywkę nieudolności rządu. - Oni są bardzo niezadowoleni, że za czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości dotacje były kierowane do podmiotów, które za czasów rządów lewicowo-liberalnych dotacji nie otrzymywały. Stąd też, po pierwsze, frustracja beneficjantów z tamtych czasów, a po drugie właśnie chęć zemsty, chęć rewanżu - komentuje Mariusz Błaszczak, poseł Prawa i Sprawiedliwości, były minister obrony narodowej.
Narodowy Instytut Wolności powstał w 2017 roku. Miał wspierać rozwój społeczeństwa obywatelskiego. W 2022 roku, nowelizując ustawę, rządzący wtedy politycy Zjednoczonej Prawicy zwiększyli jego budżet do niemal 890 milionów złotych na kolejne cztery lata. Część tych pieniędzy trafiała do organizacji, z którymi pośrednio lub bezpośrednio związani byli europosłowie, posłowie czy radni Prawa i Sprawiedliwości.
CZYTAJ TAKŻE: Wielki Projekt, wielka kasa. Jak rządowy instytut rozdawał dotacje? Ujawniamy raport NIK
Pieniądze dla swoich
Tylko w ramach rozstrzygniętego w ubiegłym roku konkursu na program rozwoju organizacji obywatelskich Narodowy instytut Wolności przyznał 68 milionów złotych. Na 1734 chętnych podmiotów dotacje przyznano 248 organizacjom. Wśród nich było między innymi Przemyskie Towarzystwo Kulturalne, które zakładał Marek Kuchciński, polityk Prawa i Sprawiedliwości, i które otrzymało 352 tysiące złotych środków publicznych.
Jak informowało "OKO.press", 170 tysięcy złotych trafić miało do Fundacji Polska Wielki Projekt, a 139 tysięcy złotych do Fundacji dla Gdańska i Pomorza, w której radzie był poseł Prawa i Sprawiedliwości Kacper Płażyńśki.
- Prosty mechanizm: swoi przyznają swoim dotacje. Pieniądze publiczne trafiają do różnych zaprzyjaźnionych prawicowych organizacji - podsumowuje Maciej Konieczny, poseł Lewicy.
- Bardzo nie chciałbym, żeby teraz to było w drugą stronę. Że tak to teraz tamtym zabierzemy, a damy innym, którzy będą poprawni. Nie, to nie może tak działać. To musi być zawsze zorganizowane w taki sposób, żeby procedury konkursowe były czytelne i żeby było jasne, że nie są zbudowane na politycznych afiliacjach - zaznacza Adrian Zandberg, poseł Lewicy.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24