Aż do dziesięciu wypadków doszło 15 czerwca w Tatrach. W jednym z nich zginął turysta. Mężczyzna najprawdopodobniej poślizgnął się na płacie zmrożonego śniegu i upadł z dużej wysokości, doznając śmiertelnych obrażeń. W wyższych partiach Tatr wciąż panują bardzo trudne warunki.
Sobotnie południe. Mężczyzna schodził już z Wrót Chałubińskiego. Najprawdopodobniej poślizgnął się na płacie zmrożonego śniegu i upadł z dużej wysokości.
- Następnie wpadł w kamienie, które są u podnóża tego płatu śnieżnego, no i jak koledzy dojechali, stan był ciężki - opisuje Andrzej Maciata, ratownik z Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. Mimo reanimacji 70-letni turysta zmarł na miejscu.
To trzeci z czarnej serii śmiertelnych wypadków w Tatrach. Ratownicy tylko w sobotę do akcji ratunkowych ruszali 10 razy. Dwa najgroźniejsze wypadki miały miejsce na szlaku na Rysy.
- Poprzednie dwa wypadki śmiertelne, które były w piątek i w poprzednią sobotę, no to też były wypadki poślizgnięcia po śniegu, w tym samym miejscu - przekazuje Andrzej Maciata.
"To wszystko to jest właśnie problem ze śniegiem"
W pierwszym wypadku zginął mężczyzna, który spadł ze Zmarzłej Przełączki Wyżnej, zsuwając się żlebem Honoratka. Doznał śmiertelnych obrażeń. W akcji wzięło udział 18 ratowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, z uwagi na złe warunki pogodowe - deszcz i mgłę - nie mogli polecieć na miejsce wypadku śmigłowcem.
- W trakcie jak wyprawa szła na miejsce, przyszło drugie zgłoszenie z Zawratowego Żlebu, gdzie turystka poślizgnęła się i zatrzymała na kamieniach i na szczęście nic poważnego się nie stało - mówi Kamil Suder, ratownik z Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
- Doznała obrażeń kończyn, głowy, jej towarzysze nie byli w stanie jej pomóc, również mieli problem z zejściem - informuje Łukasz Kowalczyk, ratownik z Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Tego samego dnia okazało się, że jeden z turystów nie wrócił na noc do schroniska. Mężczyzna również zginął w Tatrach.
- To wszystko to jest właśnie problem ze śniegiem. A tak naprawdę to problem z przygotowaniem tych turystów, z obuwiem, z odpowiednim sprzętem - mówi Andrzej Maciata.
Będąc na górze jeden zły ruch może kosztować życie. Zwłaszcza, że w wyższych partiach Tatr nadal panują bardzo trudne warunki. - Na dole prawie lato, ale w miejscach takich zacienionych mamy jeszcze zimę - mówi Andrzej Maciata.
"Często ludzie podchodzą na zasadzie: no co to jest 40-50 metrów po śniegu"
- Na Wrotach Chałubińskiego, na przełęczy Zawrat, na Koziej Przełęczy od Doliny Gąsienicowej wciąż jest spora ilość śniegu - zwraca uwagę Tomasz Zając z Tatrzańskiego Parku Narodowego.
- I teraz w związku z tym, że prawie nikt nie jest przygotowany do tych warunków śnieżnych, nie posiada raków, nie posiada czekanów, to te poślizgnięcia bardzo często mogą się kończyć fatalnie - ostrzega Kamil Suder, ratownik z Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Ratownicy przypominają - w góry nie chodzimy za wszelką cenę. Przygotowanie, nie tylko to sprzętowe, ale też kondycyjne, to podstawa. Nawet latem obowiązkowym wyposażeniem na szlakach w wyższych partiach Tatr są kask, czekan i profesjonalne raki.
CZYTAJ TAKŻE: Stworzył pierwszą na świecie aplikację do monitorowania bezpieczeństwa w górach. "Może być bardzo istotnym wsparciem"
- Oczywiście, że nie raczki. Raczki możemy wykorzystywać na Krupówkach, ewentualnie w Dolinie Kościeliskiej. Raczki nie nadają się absolutnie do wysokogórskich wycieczek - mówi Maciej Bielawski, przewodnik tatrzański.
- Często ludzie podchodzą na zasadzie: no co to jest, mamy przejść 40-50 metrów po tym śniegu, to nam się po prostu nie chce ubierać tych raków, mimo że je posiadamy. No i tutaj to jest zgubne niestety - podkreśla Tomasz Zając.
Ratownicy Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego - niezależnie od pory roku - cały czas apelują o rozwagę i nieprzecenianie swoich umiejętności.
Źródło: Fakty po Południu TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24