Brytyjska policja prowadzi obławę, aby schwytać napastnika, który w ubiegłym tygodniu ciężko ranił kilkanaście osób kwasem w Londynie. Wśród poszkodowanych są dzieci. Podejrzany to Abdul Shokoor Ezedi - Afgańczyk, który dostał azyl w Zjednoczonym Królestwie pomimo faktu, że miał na koncie wyrok za przestępstwo seksualne. Sprawa jest zatem nie tylko kryminalna, ale i polityczna.
Mija piąta doba poszukiwań 35-letniego mężczyzny, po którym trop urwał się na stacji metra Tower Hill we wschodnim Londynie i któremu, jak mówią policjanci, ktoś musi pomagać albo go ukrywać, bo sam poraniony w wyniku ataku Afgańczyk tak długo nie byłby w stanie unikać schwytania. Nagroda pieniężna ma skusić jego ewentualnych pomocników i doprowadzić do ukarania sprawcy jednego z najbardziej przerażających ataków ostatnich lat.
Abdul Shokoor Ezedi w ubiegłą środę wieczorem oblał żrącą substancją 31-letnią kobietę, z którą jechał samochodem i jej dwie córki. Kobieta doznała poważnych obrażeń, które - jak mówią lekarze - na zawsze zmienią jej życie. 3-letnia i 8-letnia dziewczynka są w równie poważnym stanie i w wyniku oblania bardzo silnie stężonym wodorotlenkiem sodu albo węglanem sodu długo jeszcze będą wymagać specjalistycznej opieki. Rannych w ataku zostało w sumie 12 osób. To mieszkańcy ulicy, gdzie do niego doszło, którzy, słysząc krzyki, ruszyli na ratunek. Wśród rannych są też funkcjonariusze, którzy na miejscu zdarzenia mieli kontakt ze żrącą substancją.
Wadliwe przepisy?
Policja nie nazywa ataku "terrorystycznym", bo na razie wszystkie informacje wskazują na to, że poszkodowana kobieta miała znać, a nawet być w nieoficjalnym związku z mężczyzną, który oblał ją żrącą substancją. Zdarzenie wywołuje jednak ogromne emocje, ale i też wiele kontrowersji. Przede wszystkim dlatego, że sprawcą ataku jest imigrant, który na Wyspy dotarł nielegalnie w 2016 roku i któremu dwukrotnie odmówiono przyznania azylu. Po drugim razie - w 2018 roku - mężczyzna został skazany za publiczne obnażanie się i molestowanie seksualne. Po wyroku został dodany do rejestru przestępców seksualnych. Mimo to - dwa lata później - wygrał apelację w sprawie przyznania mu statusu uchodźcy i otrzymał prawo pobytu w Zjednoczonym Królestwie. Z nieoficjalnych informacji wynika, że tym, co przeważyło o przyznaniu mu azylu, było jego przejście na chrześcijaństwo.
Ten aspekt sprawy poruszył szczególnie byłą szefową Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, która z nową siłą zaczęła wytykać dziury w systemie i krytykować jej usunięcie z resortu za zbyt surowe podejście do imigrantów. Suella Braverman stwierdziła, że uczestnictwo raz w tygodniu we mszy przez kilka miesięcy i zaprzyjaźnienie się z wikariuszem pozwala na ustalenie daty chrztu i daje "bingo", bo zostaje się dopisanym przez członka duchowieństwa do społeczeństwa jako bogobojny chrześcijanin, który staje w obliczu pewnych prześladowań, jeśli zostanie usunięty z kraju do swojej ojczyzny, gdzie większość stanowią wyznawcy islamu. Ten cyniczny komentarz skrajnie prawicowej toryski sprawił, że teraz na wiele trudnych pytań odpowiadać musiał brytyjski premier, który już kilka dni temu sam krytykował obowiązujące przepisy.
Wyborcze paliwo
W poniedziałek policja zrewidowała mieszkanie brata poszukiwanego. Nie znaleziono w nim jednak podejrzanego mężczyzny. Sprawa z pewnością będzie jednak często wracać. Zwłaszcza w roku wyborczym, w którym temat ograniczenia imigracji jest dla konserwatystów kluczowy, bo pozostaje wciąż niespełnioną obietnicą. Wiele ostrych słów pada też pod adresem policji, że od pięciu dni nie umie sprawcy znaleźć.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS