W Chinach pojawił się nowy tajemniczy wirus, który wywołuje chorobę płuc. Władze chińskie informują o kilkuset chorych i trzech ofiarach śmiertelnych. Brytyjscy naukowcy twierdzą z kolei, że dane są niedoszacowane, bo chorych może być już blisko 2000 osób. Problem w tym, że zbliża się Chiński Nowy Rok, który jest największą doroczną migracją ludności na świecie. Na lotniskach, między innymi w Japonii, Tajlandii, Singapurze i Korei Południowej, podróżni z Chin już przechodzą badania. Chińczycy uspokajają, że kontrolują sytuację.
Oglądaj "Fakty o Świecie" od poniedziałku do piątku o 18:30 i 20:20 w TVN24 BiS.
Setki miliony Chińczyków ruszyło witać Nowy Rok ze swoimi rodzinami. Pełne dworce i lotniska to idealna sytuacja dla rozprzestrzeniania się chorób zakaźnych. Na wieść o pojawieniu się nowego, nieznanego wcześniej, wirusa wielu Chińczyków na ostatnią chwilę zmienia plany.
- Nigdzie nie jadę. Wolę teraz unikać zatłoczonych miejsc, w których wirusy szybko się rozprzestrzeniają - tłumaczy jedna z kobiet mieszkających w Pekinie.
Zakażeni wirusem poddawani są kwarantannie. Koronawirus, roboczo nazwany 2019 nCoV, powoduje zapalenie płuc porównywane do zespołu ostrej niewydolności oddechowej SARS, która po raz pierwszy pojawiła się w 2002 roku w Chinach i zabiła 700 osób.
- Ja zawsze biorę ze sobą maskę, kiedy wsiadam do metra albo jestem w zatłoczonych miejscach - mówi jeden z mieszkańców Pekinu.
Według chińskich władz wirusem zakaziło się ponad 200 osób. Według międzynarodowych ekspertów, zakażeń może być nawet 2000.
Pierwszym ogniskiem choroby był najprawdopodobniej targ rybny w Wuhan. Władze 11-milionowego miasta zapewniają, że kontrolują sytuację.
- Namierzyliśmy wszystkie 763 osoby, które miały bliski kontakt z chorymi. 681 osób już opuściło obserwację medyczną. Żadna z tych osób nie miała podejrzanych objawów. Przy odpowiednich działaniach tę chorobę można powstrzymać - mówi Li Gang, inspektor sanitarny miasta Wuhan.
W Wuhan z powodu powikłań zmarły trzy osoby. Choroba rozprzestrzeniła się do innych chińskich miast. Pojedyncze przypadki odnotowano też w Korei Południowej, Japonii i Tajlandii.
"Działamy wspólnie, by zapobiec epidemii"
- Chiny są w stałym kontakcie z władzami tych krajów i Światową Organizacją Zdrowia. Działamy wspólnie, by zapobiec epidemii - mówi Geng Shuang, minister spraw zagranicznych.
Chińczycy ogłosili, że wirus ma zdolność przenoszenia się z człowieka na człowieka. Na azjatyckich lotniskach pojawiły się kontrole, które mają wyławiać chore osoby. Podróżujący z Wuhan poddawani są kontrolom również na lotniskach w Los Angeles, Nowym Jorku i San Francisco.
Na razie ryzyko, że wirus dotrze do Europy, jest minimalne. Tak przynajmniej twierdzą brytyjskie służby epidemiologiczne.
- To jest rola służb medycznych i sanitarnych danego kraju, żeby hamować rozprzestrzenianie się wirusa dalej. Oczywiście, nie można powiedzieć, że jesteśmy w pełni na zawsze bezpieczni - mówi Marek Posobkiewicz, główny inspektor sanitarny MSWiA. Jego zdaniem, jeżeli dojdzie u kogoś do inkubacji wirusa, tuż przed wyjazdem z Chin, to może ta osoba polecieć do innego kraju, stamtąd przybyć do Polski, gdzie dopiero może dojść do rozwoju choroby.
Na polskich lotniskach na razie nie wprowadzono nadzwyczajnych środków, ale sytuacja jest na bieżąco monitorowana.
Autor: Jakub Loska / Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS