Grupy hakerów z różnych krajów atakują rosyjskie instytucje i firmy zaangażowane w wojnę, wykradając im dane. To dane warte setki milionów dolarów, niektóre mogą być na wagę życia. Dlatego nazywają sami siebie "cyberwojownikami", a swoje zdobycze przekazują Ukraińcom za darmo. Do lidera grupy i jednego z najskuteczniejszych hakerów dotarł reporter TVN24 BiS.
Rok temu Moskwa i inne rosyjskie miasta wpadły w panikę, bo hakerzy zaatakowali stacje radiowe i wyemitowali komunikat o zagrożeniu atakiem rakietowym. Inny przykład: rosyjski niszczyciel miast - największy samobieżny moździerz świata - padł łupem Ukraińców dzięki danym dostarczonym przez cyberżołnierzy.
W jeszcze innym przypadku hakerzy przejęli system sterowania wentylacją w daczy jednego z oligarchów. Za tymi akcjami stali wolontariusze dwóch grup - OneFist i Międzynarodowego Legionu Wywiadowczego. Organizacje zrzeszają ochotników z całego świata, którzy na cyfrowym polu walki chcą bronić Ukrainy. Kijów docenia ich poświęcenie. Niedawno wręczył im dyplomy z podziękowaniami. To pierwsze takie uznanie dla hakerów, którzy wolą być nazywani cyberwojownikami.
- Staramy się być etycznymi cyberwojownikami, a nie hakerami. Uderzamy wyłącznie w Rosję. Nie atakujemy wodociągów i szpitali, unikamy infrastruktury cywilnej. Atakujemy głównie rosyjską logistykę wojenną i firmy, które pomagają w atakowaniu. Chcemy, żeby byli słabsi na froncie - wyjaśnia Kristopher Kortright, lider OneFist.
"Bronimy Ukrainy przed totalną anihilacją"
Kristopher Kortright, znany także pod pseudonimem "Voltage", jest założycielem grupy OneFist. Powstała ona zaraz po ataku Rosji na Ukrainę i należą do niej ludzie z różnych krajów. Dla Kristophera, pracownika IT z 35-letnim doświadczeniem, walka z Rosjanami stała się sensem życia.
- Wolność nie jest dana raz na zawsze, Rosja się nie zatrzyma, Putin jest złem wcielonym i chce odbudować Związek Radziecki. Takie myśli mi towarzyszyły. Zacząłem działać i zrozumiałem, że tego chce ode mnie Bóg. To moja droga. Do tej pory moje życie nie miało sensu. Dlatego, gdy otrzymałem dyplom, to poczułem ogromną dumę. Ktoś wreszcie docenił nasze poświęcenie. Już nie jesteśmy grupą hakerów czy terrorystów atakujących Rosję. My bronimy Ukrainy przed totalną anihilacją - dodaje.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Chcą "obalić Putina i uwolnić Rosję", walczą po stronie Ukrainy. Czym jest legion "Wolność Rosji"?
Od 1 lutego 2022 roku cyberżołnierze przeprowadzili setki operacji - za najsłynniejszą stoi Polak o pseudonimie "Mefisto". - W zasadzie mogliśmy ściągać te dane z najgłębszych rewirów, pobraliśmy informacje, które były najgłębiej zaszyte. I wśród tej masy trafiliśmy na coś, co jest cenne - opowiada.
W styczniu wolontariusz włamał się do systemów znanego rosyjskiego producenta broni i wykradł 100 gigabajtów danych. Kijów stwierdził potem, że te informacje są warte półtora miliarda dolarów. - Na pewno były plany budowy różnych pocisków, technologii, napraw było bardzo dużo - mówi "Mefisto".
Kontrowersje wokół działań "cyberwojowników"
Nikt im nie płaci - ani rząd w Kijowie, ani nikt z zewnątrz. Są samotnymi wilkami, którzy każdą wolną chwilę poświęcają, żeby siedzieć w cyfrowych okopach. Zarywają noce, mniej czasu spędzają z bliskimi i tracą pracę. Tak było w przypadku Kristophera, który nawet nie chce już się ukrywać. - Rosyjski rząd już wie, kim jestem, bo inna grupa mnie zaatakowała. W tym momencie czuję się, jakbym rozgrywał mecz, w trakcie którego na początku nie chciałem pobrudzić swojego stroju, ale wpadłem w to błoto i już nic się nie liczy, tylko zwycięstwo mojej drużyny. Będę robił wszystko, co w mojej mocy, żeby osiągnąć ten sukces - mówi.
- Tego doświadczenia, które tam zdobiliśmy, nie zdobędziemy nigdzie na świecie. To jest 140-milionowy poligon - podkreśla "Mefisto".
Jednak działania hakerów i nagrody ze strony ukraińskiej armii budzą kontrowersje. Zaczyna zacierać się granica pomiędzy cywilami a wojskiem. Ponadto po zakończeniu wojny nikt nie wie, jak ich działania zinterpretują rządy krajów, w których mieszkają. - Nie wiadomo, jak to się potoczy. Czy to okaże się, że staniemy się bohaterami albo cywilami, którzy coś tam tworzyli - wyjaśnia "Mefisto". - To ja stoję za wszystkimi działaniami tej grupy. To ja wydaję rozkazy, więc jeśli będę musiał, to poniosę odpowiedzialność, ale już teraz wiem, że było warto. To, co robimy, na ogromne znaczenie - podkreśla Kristopher Kortright.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 BiS