Gdy rodzice usłyszeli diagnozę, że trójka z ich czworga dzieci wkrótce straci wzrok, postanowili pokazać im świat, póki to jeszcze możliwe. Rodzina z Kanady sprzedała więc wszystko i wyjechała w roczną podróż dookoła świata. Materiał "Faktów o Świecie" TVN24 BiS.
Kiedy para z Quebecu dowiedziała się, że troje spośród czwórki ich dzieci cierpi na nieuleczalne schorzenie, które może prowadzić do całkowitej utraty wzroku, postanowili wyruszyć w roczną podróż po świecie. W drodze są od pół roku, śpią pod gołym niebem na pustyni Gobi, kąpią się w oceanie, poznają mieszkańców Namibii. Dla tej sześcioosobowej rodziny to podróż, która ma dostarczyć wrażeń na całe życie.
Najstarsza córeczka Mia i jej dwóch młodszych braci - Laurent oraz Colin - cierpią na barwnikowe zwyrodnienie siatkówki. To rzadka choroba genetyczna, która prowadzi do sukcesywnego pogarszania się wzroku, aż do całkowitej utraty widzenia w dorosłym życiu.
- Oczywiście ta diagnoza była dla nas szokiem i nie mogliśmy się z nią pogodzić. Chorobę stwierdzono u mojej córki i u dwóch synów. Gdy minął pierwszy szok, zaczęłam szukać rozwiązań, bo jestem osobą czynu, która nie chce się czuć bezradna nawet w sytuacji, gdy dowiaduje się, że jej dzieci oślepną. Zapisałam je na kurs alfabetu Braille'a, ale to nie był dobry pomysł, bo wciąż mają zbyt dobry wzrok. Wtedy jeden z terapeutów poradził mi, żeby zapełnić dzieciom pamięć wzrokową, czyli dostarczyć im wizualnych doświadczeń - opowiada Edith, mama.
Rodzice nie chcieli po prostu oglądać zdjęć w książkach - dzieci mają zobaczyć świat na własne oczy, póki mogą. Zaczęli od Afryki - byli w Namibii, Zambii i Tanzanii. Stamtąd polecieli do Turcji i na kilka tygodni do Mongolii. Teraz rodzina jest na indonezyjskiej wyspie Bali. - Lubimy dużą przestrzeń i piękne widoki. Staramy się unikać miejsc bardzo turystycznych. Wybieramy takie, gdzie można podziwiać prawdziwą przyrodę i gdzie nie ma za dużo ludzi. Stąd Namibia i Mongolia, gdzie nam się bardzo podobało. W podróży łatwo poznać innych turystów, ale trudno spotkać prawdziwych mieszkańców danego kraju. W Mongolii mieszkaliśmy u mongolskiej rodziny. Nikogo więcej tam nie było. Wspaniałe doświadczenie - wspomina Edith.
Spontaniczna podróż
Rodzina nie ma zaplanowanej trasy, kolejne kraje wybierają spontanicznie. - Jestem zaskoczona, jak świetnie dzieci adaptują się do nowych warunków. Uwielbiają odkrywać nowe kraje. Podróżowanie z nimi wcale nie jest trudne. Nie tęsknią za domem, tęsknią za ludźmi. Na szczęście teraz dołączyli do nas dziadkowie - mówi Edith. - Robię mnóstwo zdjęć. Dzieci będą stopniowo tracić wzrok, ale zdjęcia zostaną z nami na długo. Dlatego fotografuję dosłownie wszystko, bez przerwy. Sądzę, że to jest mój sposób na przeżywanie żałoby w związku z ich chorobą - dodaje.
Na razie wzrok dzieci pogorszył się w nieznacznym stopniu. Mają kłopoty z widzeniem po zmroku, odczuwają też nadwrażliwość na ostre światło. Nie sposób jednak przewidzieć, jak szybko choroba będzie postępować.
Autor: Joanna Stempień / Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS