Jedni mówią, że jego zachowanie jest nieetyczne. Drudzy, że jest po prostu zdrajcą, który zaprzedał duszę diabłu. Faktem jest, że były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder przyjaźnił się z Władimirem Putinem i dla niego pracował. Teraz niemiecka platforma internetowa walczy o informacje na temat działalności lobbingowej Schroedera na rzecz firm związanych z Kremlem. Na razie sądy stają po stronie byłego kanclerza, ale dziennikarze zapewniają, że się nie poddadzą. Materiał "Faktów o Świecie" TVN24 BiS.
Rosyjska agresja na Ukrainę przypomniała wielu Niemcom, że ich były kanclerz na politycznej emeryturze dorabiał w rosyjskich spółkach energetycznych. Po wybuchu wojny to, na co kiedyś przymykano oko, stało się niewybaczalnym grzechem.
Internetowy Portal FragDenStaat, czyli "Zapytaj Państwo" powstał, by prześwietlać działania niemieckich polityków. Dziennikarze wzięli na tapet Gerharda Schroedera. Powołując się na prawo do informacji publicznej, postanowili dowiedzieć się, jakie spotkania w ostatnich latach umówiło biuro byłego kanclerza, czy spotkania dotyczyły niemieckiej polityki energetycznej, Gazpromu, Nord Stream 2 i Rosnieftu. Nie dostali odpowiedzi.
- Przez lata Gerhard Schroeder stał się super bogaty. Lobbował w Niemczech na rzecz rosyjskich firm. Jako były kanclerz ma prawo do biura, za które płacą podatnicy. Pytanie, które postawiliśmy brzmi: "czy to biuro organizowało spotkania Schroedera z rosyjskimi firmami" - mówi Arne Semsrott, redaktor naczelny portalu FragDenStaat.
Spotkania z Rosjanami za pieniądze podatników? Były kanclerz miałby olbrzymi problem z wytłumaczeniem tego Niemcom. Po agresji Putina na Ukrainę Schroeder już jest na cenzurowanym za bliskie relacje z rosyjskim dyktatorem. Nie pomogło to, że rok temu zrezygnował z zasiadania w radzie nadzorczej koncernu Rosnieft. W niemieckiej prasie zaczął być nazywanym rosyjskim najemnikiem, czasem nawet pogardliwie "parobkiem".
- Po wybuchu wojny zaczęto poświęcać temu tematowi dużo więcej uwagi niż wcześniej. Mam nadzieję, że było to podyktowane poczuciem wstydu - mówi Arne Semsrott.
Dziennikarze szukają dowodów
Dziennikarze FragDenStaat po odmowie Schroedera nie poddali się. By wyegzekwować informacje od jego biura, poszli do sądu, ale zderzyli się z biurokratyczną ścianą.
- Cztery różne sądy znalazły cztery różne, dziwne powody, byśmy nie dostali tych informacji. Sąd pierwszej instancji w Berlinie stwierdził: "jesteście tylko medium internetowym, nie jesteście prasą drukowaną, więc nie macie prawa do informacji". Było to dla nas zaskoczenie, myśleliśmy, że te czasy już minęły, to myślenie z poprzedniego wieku. Ale stwierdziliśmy: "ok chcą żebyśmy byli prasą, to będziemy prasą". Więc wydrukowaliśmy własną gazetę, poszliśmy do drugiej instancji i powiedzieliśmy: "teraz jesteśmy prasą, dajcie nam te informacje" - mówi Arne Semsrott.
Inny sąd stwierdził, że biuro byłego kanclerza nie ma obecnie pracowników i dlatego nie może rozpatrzyć wniosku o dostęp do informacji.
Kiedy w ubiegłym roku Schroeder nie zdystansował się od polityki Putina, Bundestag obciął finansowanie jego biura i związanych z nim etatów. Były kanclerz próbuje odwołać się od tej decyzji.
Dziennikarze FragDenStaat zapowiadają, że nie złożą broni, dopóki Schroeder nie ujawni informacji o spotkaniach z Rosjanami. Ich zdaniem informacje te mogą wyjaśnić, czy działał sam, czy stał na czele grupy, która reprezentowała interesy Kremla w Niemczech.
- Jest różnica, czy lobbował na rzecz rosyjskich firm prywatnie, co już samo w sobie jest bardzo niewłaściwe, czy robił to przy użyciu pieniędzy podatników. Jeśli zdobędziemy dowody na to, że tak było, to zmieniłoby się postrzeganie go jako byłego kanclerza. Myślę, że dlatego on ukrywa te informacje. (...) Wyobrażam sobie, że są tam tajemnice, że są tam firmy, dla których lobbował, o których nie mamy nawet pojęcia - zwraca uwagę redaktor naczelny portalu FragDenStaat.
Autor: Jakub Loska / Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: Reuters TV