Gdy napisał, że Joe Biden nie powinien walczyć o reelekcję, w Ameryce zawrzało. Głos George'a Clooneya znaczy bardzo dużo. To w końcu nie tylko jedna z największych sław świata filmu, ale i człowiek bardzo, ale to bardzo zaangażowany politycznie. Teraz - po raz pierwszy - artysta i aktywista zabiera głos na temat swojej ówczesnej postawy pośród zarzutów, że utorował drogę do wygranej Donaldowi Trumpowi.
Dawno już przestał być jedynie gwiazdą Hollywood. George Clooney jest świetnym aktorem, reżyserem, ale i politycznym aktywistą. Nie ukrywa, że wspiera demokratów. Jest zaangażowanym wyborcą, świadomym obywatelem i - jak tłumaczy - właśnie dlatego w lipcu ubiegłego roku zaapelował do Joe Bidena, żeby zrezygnował z ponownego startu w wyborach.
- Zrobiłem to z poczucia obywatelskiego obowiązku. Jestem demokratą. Demokratą z Kentucky. Potrafię poznać, gdy ktoś z mojego podwórka nie mówi prawdy. Uznałem, że nadszedł czas, żeby tę prawdę powiedzieć - mówi George Clooney, aktor.
Przypomnijmy, że rok temu trwała w Stanach Zjednoczonych dyskusja, czy ze względu na swój zaawansowany wiek i stan zdrowia Joe Biden powinien ubiegać się o drugą kadencję. W liście otwartym opublikowanym przez dziennik "New York Times" Clooney dziękował Bidenowi za jego służbę, ale wzywał do zmiany kandydata. Pisał o osobistym spotkaniu, podczas którego prezydent był osłabiony i nie przypominał siebie sprzed lat.
"Nie wygramy w listopadzie z tym prezydentem. Możemy schować głowę w piasek i modlić się o cud albo możemy powiedzieć prawdę" - można było przeczytać w liście otwartym Clooneya.
List ukazał się 10 lipca, a 11 dni później, wobec rosnącej presji ze strony wyborców i partyjnych działaczy, Joe Biden wycofał się z kandydowania.
Dziś, prawie pół roku po przegranych przez demokratów wyborach, wiele osób wciąż ma aktorowi za złe, że zabrał wtedy głos i przyczynił się do osłabienia partii. W rozmowie ze stacją CNN Clooney tłumaczył swoją decyzję.
- Nie możesz domagać się wolności słowa, a potem oczekiwać, że nie usłyszysz o sobie nieprzyjemnych rzeczy. To jest część umowy i konsekwencje, które musisz ponieść. Kiedy ludzie krytykują mnie za stanowisko, które zająłem 20 lat temu wobec wojny, gdy protestują w trakcie moich filmów, to ja muszę to przyjąć. To jest sprawiedliwe i zgodne z tym, w co wierzę - komentował Clooney.
Aktor występuje obecnie na Broadwayu ze spektaklem "Good Night and Good Luck". To jego debiut. Na premierze wspierało go wielu przyjaciół, ale zabrakło Joe Bidena. Były prezydent być może chowa do Clooneya urazę, bo pojawiał się na spektaklach innych znajomych gwiazd.
CZYTAJ TAKŻE: "Nigdy nie był bliski zrobienia wielkiego filmu". Donald Trump o hollywoodzkim gwiazdorze
Joe Biden wciąż zabiera głos publicznie
Joe Biden nie usunął się całkowicie w cień. Często przyjeżdża do Waszyngtonu, regularnie bierze udział w zamkniętych uroczystościach i spotkaniach. We wtorek po raz pierwszy od zakończenia prezydentury publicznie zabrał głos i choć nie wymienił prezydenta Trumpa z nazwiska, skrytykował obecną administrację.
- Stosują zasadę: działaj szybko, niszcz. I oni naprawdę niszczą. Strzelają na oślep, zanim namierzą cel. Są źródłem niepotrzebnego cierpienia i bezsennych nocy - powiedział były prezydent Stanów Zjednoczonych.
Wystąpienie byłego prezydenta nie porwało publiczności, a oklaski były raczej kurtuazyjne. Zwyczajowo byli prezydenci, po złożeniu urzędu, długo trzymają się w cieniu. Piszą wspomnienia i zbierają fundusze na założenie fundacji czy prezydenckiej biblioteki.
Komentując aktywność Joe Bidena, publicysta magazynu "Time" napisał, że jest to polityczny powrót, o który nikt nie prosił. Jego zdaniem przemówienie przypomniało wszystkim, dlaczego były prezydent nie jest w stanie wzbudzić entuzjazmu. "Jeszcze mniej ludzi uważa, że jego obecność pomoże naprawić strukturalne problemy w Partii Demokratycznej" - czytamy.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: Andrea Raffin / Shutterstock.com