To nie jest zwykła awaria, to nie jest skutek normalnej eksploatacji - mówią władze Finlandii. Odnoszą się do uszkodzenia gazociągu, który łączy Finlandię z Estonią. Wiele wskazuje na to, że było to celowe działanie. Helsinki nie mówią wprost, że stoi za tym Rosja, ale też tego nie wykluczają. Politycy estońscy mówią bardziej wprost, że tylko Moskwa ma w czymś takim interes.
W niedzielę - tuż przed godziną 02:00 w nocy - w łączącym Finlandię z Estonią podmorskim gazociągu Balticconnector doszło do nagłego spadku ciśnienia. Szwedzcy sejsmolodzy odnotowali niewielką eksplozję na fińskich wodach terytorialnych.
Również w niedzielę doszło do zakłócenia przesyłu danych w podmorskim kablu pod wodami Zatoki Fińskiej. Władze Finlandii i Estonii wskazują, że obie sytuacje to nie przypadek i stoi za nimi człowiek. - Wstępna ocena jest taka, że uszkodzenie nie mogło powstać w wyniku normalnego użytkowania lub wahań ciśnienia. Jest prawdopodobne, że uszkodzenie jest wynikiem działania zewnętrznego - mówi Petteri Orpo, premier Finlandii. - Przejrzeliśmy rurociąg milimetr po milimetrze. To nie był wyciek, tylko ewidentne, celowe uszkodzenie - dodaje Markku Hassinen, zastępca szefa fińskiej straży przybrzeżnej.
Dochodzenie toczy się po obu stronach Zatoki Fińskiej. Niespełna 80-kilometrowy gazociąg Balticconnector został oddany do użytku ledwie cztery lata temu, by połączyć fińską i estońską sieć gazową i tym samym ograniczyć zależność od importu gazu z Rosji. Choć przywrócenie przesyłu w gazociągu może potrwać kilka miesięcy, niedzielny incydent nie będzie miał na szczęście wielkiego wpływu na bezpieczeństwo energetyczne. - Finlandia nie jest uzależniona od gazu. Znacznie większą rolę odgrywają ropa, energia jądrowa i odnawialne źródła energii. Ale ta sytuacja przypomina nam, że żyjemy w bardzo niebezpiecznych czasach, że istnieją hybrydowe sposoby wywierania wpływu na nasze bezpieczeństwo narodowe, infrastrukturę, ale także na nasze poczucie bezpieczeństwa - zaznacza Iro Särkkä, Fiński Instytut Spraw Międzynarodowych.
Rosyjski sabotaż?
Rządy w Tallinnie i Helsinkach dostały błyskawiczne wsparcie od NATO. To ważny sygnał polityczny. Zwłaszcza dla Finlandii, która dopiero od kwietnia jest członkiem sojuszu. - Jeśli okaże się, że jest to atak na infrastrukturę krytyczną NATO, to potraktujemy to z powagą. Spotka się to z solidarną i zdecydowaną reakcją NATO - zadeklarował Jens Stoltenberg, sekretarz generalny NATO.
Głównym podejrzanym o dokonanie sabotażu jest Rosja. Rzecznik Kremla mówi: "nie mamy nic wspólnego z tą sprawą". - Nie mam żadnych informacji na ten temat. Nie wiem, czy nasze służby coś wiedzą. Ale to oczywiście dość niepokojąca wiadomość, bo mieliśmy już niebezpieczny precedens ataków terrorystycznych na infrastrukturę krytyczną na Bałtyku - skomentował Dmitrij Pieskow.
We wrześniu 2022 roku doszło do wybuchów, które poważnie uszkodziły biegnące na dnie Bałtyku rury rosyjsko-niemieckich gazociągów Nord Stream i Nord Stream 2. Wciąż nie wiadomo, kto stał za sabotażem.
Teraz też nie ma dowodów, ale są mocne poszlaki. - Przez lata widzieliśmy, że Rosja sporządzała plany farm wiatrowych, kabli morskich, rurociągów, infrastruktury krytycznej na Morzu Bałtyckim i w Arktyce, i wiemy, że Rosja posiada flotę, która jest zdolna do przeprowadzenia takiej akcji dywersyjnej - wskazuje Henri Vanhanen, Fiński Instytut Spraw Międzynarodowych.
Z danych serwisu internetowego Marine Traffic - śledzącego w czasie rzeczywistym ruchy statków - wynika, że w pobliżu miejsca wycieku z gazociągu przebywał w weekend rosyjski statek towarowy.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS