Protest przeciwko reformie imigracyjnej we Francji, według niektórych szacunków, zgromadził od 75 do nawet 150 tysięcy ludzi w całym kraju. Nowe prawo, jeśli wejdzie w życie, uderzy w imigrantów. Pozwoli łatwiej ich deportować, a im samym utrudni korzystanie z systemu opieki społecznej.
W weekend na ulice Paryża, ale też innych francuskich miast, wyszli ci, którzy Francuzami są od pokoleń, ale także ci, którzy Francję swoim domem nazywają od niedawna.
- Przyszliśmy bronić zasad, które w tym kraju są wypisane na budynkach państwowych złotymi literami. Bronimy wolności, równości i braterstwa. Sprzeciwiamy się rasizmowi, ksenofobii i bezduszności - mówiła Manon Aubry, eurodeputowana. - Pracuję, ale nie mam żadnego ubezpieczenia. Mój pracodawca nie płaci żadnych składek. To okropna sytuacja, bo choć w pracy źle nas traktują, choć nas zmuszają do nadgodzin, to nie reagujemy. Nie chcemy stracić posady. Jeśli się skarżysz, to cię wyrzucają. Kolejni czekają na twoje miejsce - podkreślał Talibe Drame, imigrant z Mali, który pracuje jako robotnik budowlany.
Ludzie protestują, bo już za kilka dni Trybunał Konstytucyjny zdecyduje, czy we Francji zacznie obowiązywać nowe, dużo bardziej restrykcyjne prawo antyimigracyjne. Zostało uchwalone w połowie grudnia ubiegłego roku. Przewiduje między innymi uproszczenie procedur związanych z deportacją oraz przyznawanie prawa pobytu przede wszystkim przedstawicielom najbardziej poszukiwanych zawodów - na przykład medycznych. Oprócz tego dostęp do pomocy społecznej, zasiłków, mieszkań i opieki zdrowotnej będzie przysługiwał imigrantom dopiero po pięciu latach pobytu we Francji.
Zobacz też: Macron o "decydującym wyborze"
Utrudnione zostały też procedury związane z przyznawaniem obywatelstwa - będzie wymagana na przykład lepsza znajomość języka. - Protestuję, bo uważam, że to prawo jest przerażające. Czuję ogromny gniew i rozczarowanie działaniami rządu. Każdy ma prawo przyjechać do Francji. To nie powinna być tak skomplikowana procedura - uważa Mirabelle Cayla, studentka.
Marine Le Pen triumfuje
Prawo zostało uchwalone głosami prezydenckiej partii, konserwatystów i Zjednoczenia Narodowego, czyli dawnego Frontu Narodowego Marine Le Pen. We Francji drastyczne zaostrzenie praw przysługujących imigrantom jest powszechnie odbierane jako próba przypodobania się najbardziej prawicowym, nacjonalistycznym wyborcom.
- Te trudne czasy, w których żyjemy, wymagają przede wszystkim odwagi, działań i skuteczności. W kolejnych miesiącach i latach ważyć się będą losy przyszłych pokoleń. Stawka jest najwyższa z możliwych. Dlatego jednoczymy się wokół wspólnego celu, by działać na rzecz Francuzów. By Francja pozostała Francją - podkreślał 16 stucznia Emmanuel Macron, prezydent Francji.
Podczas konferencji prasowej Macron użył hasła wyborczego populistycznej, skrajnej prawicy. Nic więc dziwnego, że gdy ustawa przeszła przez parlament, Marine Le Pen triumfowała. "Dzisiaj możemy świętować prawdziwe, ideologiczne zwycięstwo Zjednoczenia Narodowego. W ustawie zapisana jest preferencja narodowa, która daje przewagę obywatelom Francji nad obcokrajowcami - napisała w grudniu w mediach społecznościowych.
Czytaj również: Media: raport francuskiej komisji pokazał powiązania polityków partii Le Pen z Rosją. "Wyjątkowa ideologiczna bliskość"
Słychać głosy, że nowe prawo - uchwalone razem z deputowanymi Marine Le Pen - nie tylko nie zwiększy poparcia dla Emmanuela Macrona, ale wręcz zniechęci do niego dotychczasowych, centrowych wyborców.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS