Wojskowi planiści zostali wysłani do Birmingham, by zapanować nad tonami śmieci, które od półtora miesiąca zalegają na ulicach. Strajkują pracownicy odpowiedzialni za utrzymanie czystości w mieście. Problem stał się niezwykle poważny - śmieciowy kryzys doprowadził do potężnej plagi szczurów.
Przegryzają przewody w samochodach, siadają na parapetach i wchodzą do domów, a tych, którzy próbują zabrać im pożywienie - przeganiają. - Mamy tu coraz więcej szczurów i myszy. Ludzie mówią, że mają je nawet w domach, wchodzą wszędzie - mówi mieszkanka Birmingham, Naima Khan.
Niektóre mają być wielkości kotów, bo od sześciu tygodni na ulicach Birmingham mogą cieszyć się nieprzerwaną ucztą. - Rozumiem frustrację pracowników wywożących odpady, ale to nie w porządku wobec reszty z nas - ocenia mieszkanka Birmingham.
Problemy narastały od początku roku
Problem z wywozem śmieci z ulic drugiego co do wielkości miasta w Wielkiej Brytanii pojawił się na początku roku, ale 11 marca sytuacja eskalowała. Członkowie Związku Zawodowego Unite ogłosili bezterminowy strajk, bo rozmowy z radą miasta o sytuacji pracowników wywożących odpady nie przynosiły żadnych efektów.
14 kwietnia głosowano nad zawarciem ewentualnego porozumienia między stronami, ale Związek Zawodowy Unite przytłaczającą większością odrzucił ofertę miasta, więc protest trwa dalej, a sterty śmieci na ulicach Birmingham robią się coraz wyższe.
- Rada przedstawiła propozycję, która doprowadziłaby do gwałtownego spadku płac dla naszych ludzi. Sytuacja rzeczywiście jest niespokojna, ale co z niepokojem pracowników, którzy nie wiedzą, za co zapłacić czynsz i kredyt hipoteczny - podkreśla Onay Kasab ze Związku Zawodowego Unite.
O co chodzi w sporze?
W sporze między radą miasta a związkowcami chodzi przede wszystkim o plany likwidacji niektórych stanowisk, a tym samym obniżek płac. Związek zawodowy wylicza, że mogą one dotknąć około 150 pracowników. Miasto odpowiada zaś, że zmiany dotyczą 17 pracowników i już zaoferowano im alternatywne posady. Mimo to ponad 300 pracowników wywożących odpady przestało przychodzić do pracy.
- Po prostu im zapłaćcie. Zasługują na wynagrodzenie, bo ich praca nie jest łatwa - komentuje Bashkan Khan, mieszkaniec Birmingham.
W czasie strajku w mieście zgromadziło się ponad 17 tysięcy ton niewywiezionych śmieci. Pod koniec marca rada miasta ogłosiła stan poważnego incydentu, przez co na ulice skierowano dodatkowe śmieciarki. Z pomocą przychodzą też sąsiednie samorządy i prywatne firmy, a mieszkańcy sami starają się wywozić odpady do punktów zbiórki.
To nie rozwiązuje problemu, a obawy z powodu pogarszających się warunków higienicznych wyrażają kolejni politycy. Już nie tylko w Birmingham, ale też w Londynie. - Napisałam do rady miasta, zgłaszając swoje obawy w kwestii zdrowia publicznego. Ludzie wysyłają do mnie zdjęcia karaluchów i szczurów. Tak nie może być - przekazuje Preet Kaur Gill, brytyjska parlamentarzystka.
Usunięcie śmieci może kosztować nawet 200 milionów funtów
W ubiegłym tygodniu na posiedzeniu rady miasta pojawił się mężczyzna w przebraniu szczura, który dziękował urzędnikom za wsparcie populacji gryzoni i pytał, kiedy poradzą sobie z kryzysem.
Na kryzys nie narzekają za to firmy zajmujące się deratyzacją i zwalczaniem szkodników, bo liczba ich zleceń wzrosła nawet o 60 procent i nie wyrabiają się z wyłapywaniem szczurów w prywatnych domach, a co dopiero z oczyszczaniem ulic z tych gryzoni.
- Nawet jeśli wszystko stąd usuniemy, problem wciąż będzie istniał. Szczury wiedzą, że było tu jedzenie, więc będą wracać, a kiedy go tu nie znajdą, mogą zacząć szukać pożywienia w okolicznych domach - zwraca uwagę Lisa Dowd ze Sky News.
Według ustaleń telewizji Sky News, koszt usunięcia stert śmieci z ulic Birmingham może przekroczyć nawet 200 milionów funtów, a worków z każdym dniem będzie przybywać, bo pat między radą miasta a związkowcami trwa.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: Enex