Ukrainiec Wołodymyr Z. podejrzany o akcję sabotażową i uszkodzenie gazociągu Nord Stream jest ścigany europejskim nakazem aresztowania. Jeszcze w lipcu był w Polsce, ale zdołał uciec na Ukrainę. Niemieckie media informują o dotychczasowych wynikach śledztwa. Sabotażu miała dokonać grupa sześciu osób: pięciu mężczyzn i jednej kobiety, z pokładu statku "Andromeda". Wśród nich miał być Wołodymyr Z.
We wrześniu 2022 roku trzy z czterech nitek dwóch gazociągów Nord Stream zostały zniszczone wskutek eksplozji na głębokości około 80 metrów na dnie Bałtyku. To przez gazociąg Nord Stream przez lata płynął do Niemiec rosyjski gaz, mimo protestów między innymi Polski, Ukrainy i krajów bałtyckich.
ARD oraz gazety "Sueddeutsche Zeitung" i "Die Zeit" jednocześnie podały, że w ataki na rurociąg Nord Stream miało być zaangażowanych trzech ukraińskich instruktorów nurkowania. Za jednym z nich niemiecka prokuratura wydała europejski nakaz aresztowania. Wołodymyr Z. do niedawna ukrywał się w podwarszawskim Pruszkowie.
"Die Zeit" w artykule opisał wynik śledztwa. Dowództwo grupy, która zniszczyła rurociągi, miało znajdować się na niepozornej łodzi - "Andromeda". Grupa miała składać się z sześciu osób: pięciu mężczyzn i jednej kobiety. Wśród nich miał być Wołodymyr Z. "Andromeda" miała pływać po Bałtyku, cumując w Dani, Szwecji i Polsce - konkretnie w Kołobrzegu. Ostatnim portem przed akcją sabotażową miał być niemiecki Rostock.
Po publikacjach niemieckich mediów polska prokuratura poinformowała, że poszukiwany obywatel Ukrainy już nie przebywa w naszym kraju, wyjechał do ojczyzny w lipcu. "Informacja o jego poszukiwaniu na podstawie niemieckiego ENA nie znajdowała się w bazie osób poszukiwanych przez organy sądowe innych państw" - czytamy w komunikacie.
O sprawę był też pytany szef MSWiA i koordynator służb specjalnych Tomasz Siemoniak. - To jest, oczywiście, pytanie do prokuratury, na które prokuratura, jak rozumiem, odpowiedziała. Ja miałem okazję kilka miesięcy temu wypowiadać się w sprawie, mówiąc o tym, że polska prokuratura i polskie służby w pełni współpracowały i współpracują ze służbami innych państw, przede wszystkim niemieckimi - przekazał polityk.
Relacje Berlina i Kijowa nie mogą ucierpieć?
Niemieckie media sugerują, że Polska mogła przez długi czas celowo nie zatrzymywać ukraińskiego nurka. "Die Zeit" pisze, że "od tygodni nowy polski rząd miał trudności z podjęciem decyzji. W Polsce budowę gazociągu Nord Stream przez lata uznawano za grzech, więc z tej perspektywy podejrzany o sabotaż, taki jak Wołodymyr Z., byłby bohaterem. (...) Czy taki 'bohater' jak on naprawdę mógłby zostać poddany ekstradycji?".
Ukraina wielokrotnie zaprzeczała, by jej służby stały za wysadzeniem gazociągu Nord Stream, ale teraz w mediach pojawiają się ważne pytania skierowane do niemieckich władz.
ZOBACZ TEŻ: Spór o Nord Stream 2. Gazprom ma zapłacić Polsce
"Co by się stało, gdyby za atakiem faktycznie stali Ukraińcy? Czy trzeba będzie wezwać ukraińskiego ambasadora? Czy dostawy broni dla Kijowa zostaną wstrzymane? Jak postępować z krajem, który zniszczył infrastrukturę, poprzez którą Niemcy chciały zaopatrywać się w gaz?" - pyta niemiecki "Die Zeit".
Rzecznik niemieckiego rządu Wolfgang Buechner stwierdził, że relacje Berlina i Kijowa nie mogą ucierpieć przez "przestępczą działalność pojedynczych osób". - Rząd federalny nie może udzielić żadnych informacji na temat stanu postępowania. (...) Oczywiście nie zmienia ono faktu, że to Rosja prowadzi wojnę agresywną przeciwko Ukrainie z naruszeniem prawa międzynarodowego - podkreślił Wolfgang Buechner.
Bez odpowiedzi wciąż pozostaje najważniejsze pytanie - kto stał za zleceniem głośnej akcji.
Źródło: Fakty o Świecie TVN24 BiS
Źródło zdjęcia głównego: Die Zeit