Prokuratorskie zarzuty dla matki 4-letniego Dominika i dla jej partnera. 27-latka porzuciła synka z autyzmem na schodach bloku w obcym mieście. W środę tłumaczyła śledczym to, czego się nie da wytłumaczyć.
Matka 4-letniego Dominika nie powiedziała dziennikarzom, dlaczego porzuciła swoje dziecko. Powiedziała to prokuratorowi. W tej sprawie dla śledczych ważne są jednak nie tylko wyjaśnienia kobiety. Jej wersję szybko skonfrontowano z tym, co do powiedzenia miał partner Marleny L.
- Chciałem jak najlepiej dla niego, ale nie wyszło. Chciałem go dać do domu dziecka, ale nie wyszło - mówił Grzegorz P.
Działali w dwójkę
Prokurator nie chciała ujawnić, kto ostatecznie zdecydował o porzuceniu autystycznego dziecka na klatce schodowej. - Podejrzani złożyli dosyć obszerne wyjaśnienia, wskazali motywy swojego działania - oświadczyła Hanna Zięba-Stychno z Prokuratury Rejonowej Katowice-Wschód. - Podejrzani wyrazili skruchę - dodała.
Para już usłyszała zarzuty narażenia dziecka na utratę życia lub zdrowia. Czynów, za które 27-latka będzie odpowiadać przed sądem, jest jednak więcej.
- Matce dziecka, z uwagi na fakt, iż ciążył na niej obowiązek troszczenia się o nie, postawiono dodatkowo zarzut jego porzucenia - poinformowała Hanna Zięba-Stychno.
Poznała mężczyznę, zmieniła się
4-latek przebywa obecnie w placówce opiekuńczo-wychowawczej. O tym, kto będzie sprawował nad nim opiekę, zdecyduje sąd. Ważna będzie między innymi opinia ośrodka pomocy społecznej w Wąchocku. Jego pracownicy są w szoku, że Marlena L. nie chciała już dłużej wychowywać syna.
- Ona zawsze powtarzała, że ona nie wyobraża sobie życia bez Dominika - skomentowała asystent rodziny Gabriela Trzos. - Dominik był zawsze zadbany, był nakarmiony, był czysty, był bezpieczny. Było widać, że ona to dziecko kocha - dodał dyrektor ośrodka Jarosław Michalski.
Problemy zaczęły się, gdy 27-latka wyjechała na Śląsk i związała się z Grzegorzem P. To wtedy przestała kontaktować się z bliskimi, a asystenta rodziny, martwiącego się o los autystycznego chłopca, oskarżała o nękanie telefonami.
Dziś Marlena L. ma już inne zmartwienia. Kobieta jest objęta dozorem policyjnym, a za popełnione przestępstwo może trafić do więzienia na pięć lat.
Autor: Robert Jałocha / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24