Prezes NBP Adam Glapiński na początku roku przekonywał, że inflacja w Polsce jest za niska. Dzisiaj jest najwyższa od ponad 20 lat. Zdaniem ekspertów wzrost poziomu cen w Polsce wynika nie tylko z braku aktywności banku centralnego, ale także z polityki rządu. Również spory z UE sprawiają, że odpływa kapitał, a złotówka się osłabia - nawet wobec ukraińskiej hrywny.
Odpowiedź na pytanie, kto powinien stać na straży tego, co dzieje się ze złotym, cenami i inflacją, jest zapisana w konstytucji. Jej artykuł 227 mówi, że za wartość polskiego pieniądza odpowiada Narodowy Bank Polski. Jego prezesem jest Adam Glapiński, wybrany przez sejmową większość PiS i powołany przez prezydenta Andrzeja Dudę.
Rządzący - jak choćby premier - przekonują, że drożyzna to nie ich wina, że tak jest wszędzie na świecie, że to efekt drożejących nośników energii. Prezes Glapiński też mówi o czynnikach zewnętrznych, pandemii COVID-19 i sytuacji na granicy.
Skoro tak, to rodzi się pytanie, dlaczego waluta Ukrainy, gdzie gospodarka jest słaba, też trwa pandemia, a na wschodzie toczą się regularne walki, zachowuje się inaczej niż złoty? - Otóż z jednego prostego powodu. Działalności czy aktywności banku centralnego. Od początku roku bank Ukrainy mówi, że będzie dbał o hrywnę, że będzie starał się ją umocnić - wyjaśnia Kazimierz Krupa, publicysta ekonomiczny.
NBP chwalił się nawet zeszłoroczną "szarżą" na złotym w celu jego osłabienia, by wypracować zysk, jakby celem banku centralnego były zyski przekazywane do budżetu państwa, a nie stabilny pieniądz. Przede wszystkim - jak słyszymy od ekonomistów - NBP przyjął strategię na przeczekanie, bo inflacja sprzyjała rządowi. - Jak wyższa inflacja, to mam wyższe przychody - mówił 20 maja Tadeusz Kościński, minister finansów.
Spór z UE a inflacja
Ministerstwo Finansów i NBP popełniały błędy komunikacyjne, przekonując ludzi, że jest świetnie, o czym wielokrotnie mówił sam Adam Glapiński. Prezes NBP zapewniał, że to właśnie od Polski cały świat chce pożyczać. Obecnie jednak świat się wycofuje - złoty traci, a z wysokimi rachunkami zostają Polacy. - Błędy w polityce polegały po pierwsze na lekceważeniu inflacji - uważa doktor Sławomir Dudek, główny ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju.
- Inflacja jest niska. Grozi nam zbyt niska inflacja. (...) Od dłuższego czasu nie rozumiem, skąd takie ogromne zaniepokojenie - mówił 15 stycznia prezes NBP Adam Glapiński.
- Jeszcze niedawno minister finansów mówił, że ten poziom inflacji go w ogóle nie niepokoi, że ona zaraz spadnie - zauważa doktor Sławomir Dudek. - Zejdzie (inflacja - przyp. red.), zgodnie z naszymi prognozami, do około 3-3,5 procent w tym roku - mówił 20 maja 2021 roku Tadeusz Kościński.
W październiku według GUS inflacja wyniosła 6,8 procent rok do roku, a to jeszcze nie koniec. Zdaniem Marka Belki, byłego premiera i prezesa NBP, aby zatrzymać inflację i pikowanie złotego, Adam Glapiński musi wyraźnie powiedzieć, że sytuacja złotego go niepokoi. Inna interwencja w tym momencie nie ma sensu.
- Interwencje na rynku są wtedy możliwe, kiedy osłabienie złotego lub jakaś wahliwość kursu wynika z czynników przejściowych, takich, bym powiedział, czysto spekulacyjnych. Dzisiaj nie ma co palić pieniędzy, mówiąc krótko, na ratowanie złotego - uważa Marek Belka.
Nie tylko były premier mówi otwarcie, że płacimy za spóźnione działania szefa NBP, ale też za prowadzoną od lat antyunijną politykę rządu, za obawy o polexit.
- Dyskusje nad naszym członkostwem, spory z Unią Europejską, wygenerowane też przez nasze władze, to nie jest bez wpływu na procesy inflacyjne - podkreśla profesor Andrzej Wojtyna, były członek Rady Polityki Pieniężnej.
Czynniki stricte ekonomiczne tylko wzmocniły odpływ kapitału.
Autor: Paweł Płuska / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24