Płaczę i czekam - mówi pani Halina, która na szpitalnym SOR-ze jest od czwartku dzień i noc. Pacjentka myje się w zimnej wodzie, bo innej nie ma i wciąż ma nadzieję, że zostanie przyjęta. Dyrekcja szpitala nie widzi jakiejkolwiek możliwości na poprawę.
W Szpitalu Bielańskim w Warszawie pacjenci postanowili na ratunek wezwać dziennikarza, bo na przyjęcie do szpitala czekali od wielu dni.
Pani Halina Materka na Szpitalnym Oddziele Ratunkowym jest od czwartku. Cierpi na niedokrwistość i w związku z tym - jak mówi - powinna trafić na oddział wewnętrzny. Pani Halina nie jest jedyną pacjentką, która czeka na przyjęcie od wielu dni.
Pacjenci czekają, bo brakuje miejsc. Myją się w zimnej wodzie, bo tylko taka jest w łazience, dostępnej na oddziale. - To jest niedopuszczalne. Nie mamy ciepłej wody. Nie mamy się gdzie umyć. Tutaj pacjenci są. Całe noce na wózkach ludzie siedzą, bo to nie jest łóżko do leżenia, tylko to jest wózek do przewożenia - pani Halina opisuje rzeczywistość, w której zmuszona jest od czwartku żyć.
Brak szans na poprawę
Doktor Piotr Kryst, zastępca dyrektora do spraw lecznictwa, potwierdza wszystkie informacje. W dużej części szpitala wskutek awarii nie ma ciepłej wody, a kolejki na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym są, bo ponad połowa pacjentów w ogóle nie powinna tu się znaleźć.
Tłumy ludzi szukają pomocy w szpitalu, bo nie mają nadziei na znalezienie jej u lekarzy rodzinnych i specjalistów. Doktor Kryst tłumaczy, że decyzje dotyczące tego, kogo przyjąć na oddział, a kto może poczekać, zapadają na bieżąco. - To może być trudne do zrozumienia dla pacjentów i ich rodzin, ale nie mamy innego wyjścia - dodaje. Dyrekcja szpitala nie widzi jakiejkolwiek możliwości na poprawę.
Autor: Marek Nowicki / Źródło: Fakty TVN
Źródło zdjęcia głównego: tvn24